Za to za co muszę to biorę.
Różnicę robią te elementy, gdzie przymusu nie ma.
z tego co mi wiadomo im dziecko w wyższej klasie,tym podręczniki droższe.
Może nie tyle droższe, co więcej ich. Próbowaliśmy z używanymi, ale tam, gdzie było nowe wydanie, używanie starego okazało się zbyt uciążliwe. A przecież rozwiązanie jest tak proste, że aż się prosi: MEN kupuje prawa do podręczników i daje lub sprzedaje licencje wydawnictwom, a potem tylko pilnuje, żeby błędów nie było (można kaucję brać albo kary umowne). I wydawnictwa niech konkurują ceną, jakością czy czym tam chcą, byle legalnie.
A Niemcy mają jeszcze jedną fajną rzecz: skoroszyty zamiast zeszytów. Same zalety - kartki dopinasz w miarę potrzeby, jak nauczyciel chce zadanie sprawdzić, to zamiast kilku kilogramów tacha do domu 30 kartek, rodzic ma mniejsze wydatki... No i nawet ministerialnych decyzji nie trzeba, można na poziomie szkoły rzecz załatwić.
nie mamy pretensji do świata o konsekwencje naszych decyzji.
szanowny Jarku sam powiedz jak to brzmi? Jak zarzut...
Bo to jest zarzut. Ale nie ma nic wspólnego z Twoim "uważasz, że dziecko to kara".
Czy według Ciebie konsekwencją posiadania dzieci jest ciągłe życie pod górkę?
Według mnie konsekwencją posiadania dzieci jest bycie rodzicem. Ale skoro to ja decyduję, że chcę (lub mogę - podjęcie ryzyka "wpadki" to też mój wybór) mieć dzieci, to również ja odpowiadam za ich wychowanie i utrzymanie. I nie mam prawa oczekiwać od innych, że zapewnią mi życie na takim samym poziomie jak wówczas, gdy odpowiadałem tylko za siebie.
Utrzymanie trzech osób kosztuje więcej niż dwóch. Żadne pomysły piewców "polityki prorodzinnej" tego nie zmienią, i lepiej, żeby żadne nie były wprowadzane w życie. Jeżeli ktoś decyzję o zostaniu rodzicem podejmuje na podstawie wysokości becikowego, to znaczy, że nie powinien mieć dzieci.