Jak to jest, że dzieci do 8 roku życia rodzice mają obowiązek zgodnie z przepisami odprowadzać do przedszkola czy szkoły a na plac zabaw daleko od bloku i klatki schodowej dzieci są puszczane bez opieki dorosłych.
Piszę o konkretnym placu zabaw pomiędzy blokami z ul. 26 kwietnia, Roweckiego i Przyjaźni.
Na tym placu otoczonym ze wszystkich stron blokami tworzy się tzw. studnia i potworne echo.
Spółdzielnia Chemik na początku wakacji zabrała stamtąd zniszczony sprzęt. Większość starszych ludzi mieszkających w pobliskich blokach odetchnęła z ulgą. Nie musieliśmy czekać na deszcz aby otworzyć okno czy drzwi balkonowe.
Niestety, radość nie trwała zbyt długo bo zainstalowano nowy sprzęt do zabawy a na placu znowu zawrzało. Od rana do wieczora jest tam dużo rozwrzeszczanej dzieciarni w wieku około 4-7 lat. Nawet do kilkunastu wrzeszczących i piszczących dzieci – szczególnie dziewczynek wydających bardzo wysokie dźwięki. Najczęściej te małe dzieci są bez opiekunów. Nie dość, że się co chwila popychają, szarpią, to przy tym tak piszczą i wrzeszczą, że aby móc odpocząć we własnych mieszkaniach trzeba zamykać okna i kisić się w nich, bo mamuśkom nie chce się pilnować swoich piszczących dzieci. Szczególnie bardzo hałaśliwe są rozpuszczone dziewczynki (zwłaszcza gdy na takim placu jest kumulacja tych piszczałek i przekrzykujących się dziertusów (nawet do kilkunastu), których rodzice nie uczą swoich pociech kultury zabawy. Osoby, które nie mieszkają w pobliżu tego placu zabaw, gdzie z racji tzw. studni tworzy się echo nie zrozumieją tego.
Niektórzy powiedzą, że jeśli się komuś nie podoba wrzask i głośne piszczenie dzieci to niech się wyprowadzi.
Jest to jakieś rozwiązanie ale z drugiej strony dlaczego mam uciekać z własnego mieszkania. Dlaczego to mamuśki nie zajmą się własnymi dziećmi jak to my kiedyś zajmowaliśmy się naszymi.
Niektórzy powiedzą, że to tylko dzieci, że trzeba to zrozumieć ale poza młodymi mamuśkami i ich dziećmi w blokach mieszkają również ludzie, którzy po pracy chcieliby odpocząć we własnych mieszkaniach na równi z innymi i ich też trzeba zrozumieć.
Przecież wszyscy powinniśmy mieć równe prawa mieszkając w bloku na osiedlu.
Tymczasem obserwuje się, że na osiedlu wrzeszczące dzieci należy zrozumieć bo to tylko dzieci, w restauracjach i kawiarniach należy zrozumieć rozwrzeszczane dzieci, biegające bez opieki pomiędzy stolikami i zaczepiające konsumentów - bo to tylko dzieci a mamuśki przecież też muszą odpocząć od swych pociech. W sklepach czy centrach handlowych nie jest lepiej.
To gdzie mają się podziać normalni ludzie, którzy pragną równych praw do mieszkania w bloku na osiedlu?