Przed chwilą wróciłem z Niemiec, więc jestem opóźniony, ale tylko w dyskusji.
Mam nieśmiałą
jednak kategoryczną prośbę. Proszę w tym wątku podawać swoje lata. Tak, przeżyte lata. Dopóki chodzą po świecie ludzie, którzy zaznali PRL - dopóty ich oceniania nie mogą się podejmować ludzie urodzeni na pograniczu epok, a wychowani już w zupełnie wolnej Polsce. Wasz moment przyjdzie, kiedy pójdziemy do piachu.
Na razie to my wiemy, jak było. I proszę nie mącić swoimi wyobrażeniami o tym, co było kiedyś. Ja jestem rówieśnikiem W. Diakuna. Mam lat 58. (Burmistrz jest trzy lata starszy). Przeżyliśmy to samo. Tak pokoleniowo, jak i sytuacyjnie, choć 35 lat temu nawet nie mieliśmy pojęcia o wzajemnym istnieniu.
Wypowiadanie się i to arbitralne przez reprezentantów pokolenia naszych dzieci - wnuków jest tyleż denerwujące, co żałosne. Nie wiecie, Drodzy Następcy, jak się wtedy żyło. Dlatego osoby, które świadomym udziałem nie zaznały PRL proszę o powściągliwość w jakichkolwiek ocenach.
Na razie nie napiszę do kogo ten apel szczególnie kieruję, ale - proszę mnie posłuchać (podać wiek) lub przestać się wypowiadać. Nic nie wznoszą do sprawy enuncjacje osób, które coś "sobie wymyśliły". Jeśli my, starawi lub starzy, schodząc z dziejowej sceny, jakiemuś Koledze dajemy wiarę i kredyt zaufania - widać wiemy, dlaczego to czynimy.
Czy zatem nie wolno dyskutować? Wolno, ale z zaznaczeniem pokoleniowego punktu wyjścia. Taki zabieg określa kompetencję wypowiedzi. Chcecie znać prawdę? Całą prawdę o tamtych czasach? OK. Ale proszę uczciwie podać swoje lata, a nie ustawiać się w pozycji besserwisserów, kiedy realne życie dopiero przed Wami. My, moje powojenne pokolenie, większą część życia już przeżyliśmy. Dlatego wiemy o czym mówimy. Wiedzę tę rozciągam na wszystkich, którym było dane (mieli nieszczęście) wzrastać w PRL. A pozostali niech się uczą, pytają, dociekają. Proszę bardzo. Chętnie odpowiem. Tylko bez orzekania. Bo - Najmilsi Dyskutanci - nie macie przesłanek.
Najserdeczniej pozdrawiam!