Sąd Apelacyjny ma różne możliwości działania. Rozpatrywał zasadność apelacji, którą przyjął, a to oznacza, że nie mógł wydać wyroku na niekorzyść apelującego. To po pierwsze.
Po drugie - nie musiał (a i pewnie nie chciał) wydawać ostatecznego wyroku, bo tak jest wygodniej. Teraz odpowiedzialność za błędy spada w całości na sąd okręgowy.
Dopiero gdyby sąd okręgowy, ponownie, ale już poprawnie rozpatrując zagadnienie, wydał takie samo, jak dotąd orzeczenie - kolejna apelacja skończy się ostatecznym wyrokiem. Zresztą już widać, że uniewinniającym.
Sądzę jednak, że sąd okręgowy "poprawi się" z poprzednich błędów, tym bardziej że rozprawa przypadnie krótko przed wyborami parlamentarnymi. Ich wynik zna obecnie jedynie jasnowidz Jackowski (dzisiejszy SE), ale w każdym myślącym zespole (a takim na pewno jest sąd okręgowy) perspektywa wyborów wzmaga wolę jak najrozważniejszego ferowania wyroków. Szczególnie, kiedy potencjalny zespól orzekający został dobitnie pouczony przez sąd apelacyjny. Mówiąc w skrócie - raczej już jest "po sprawie".