Cały czas "napada" na związki!
Związki to takie postkomunistyczne partie. Ludzie się do nich zapisywali, bo na początku powiało świeżością, a potem kierunek wiatru się zmienił i wróciło szambo.
Gdybyś potrafił interpretować rzeczywistość wiedziałbyś o tym (chyba że jesteś związkowcem, to by mnie nie dziwiło, że nie potrafisz) i potrafiłbyś dostrzec jak one funkcjonują.
Nasze związki są też takim trochę odpowiednikiem amerykańskich kościołów - ludzie się zapisują, bo wierzą, że w razie czego związkowy bóg im pomoże (i kończy się dokładnie tak samo: prorocy na stołkach mają się dobrze, a reszta... no cóż - redukcja pokaże).
Przynależność do związków mówi jedną rzecz o członku: jest matołem, któremu się wydaje, że tylko magiczna posada związkowca daje umiejętność myślenia i tylko tacy są w stanie zrozumieć o co chodzi zarządowi i przedstawić stanowisko pracowników w razie sporu (choć wszyscy dobrze wiemy, że jest zgoła odwrotnie - góra prezentuje swoje stanowisko, a związkowcy są od tego żeby to stanowisko poprzeć).