Mieszkam od lat w kraju, z ktorego ten zwyczaj przejela Polska, a ze wiekszosc tego
okresu mieszkalem w domu indywidualnym, wiec dotkliwie odczuwalem ten obyczaj.
Jestem absolutnie przeciwny celebrowaniu takich pomyslow. Jak bys my je nie
nazywali, to sa zwyklym wymuszeniem !
W mojej ocenie niczym sie nie roznia od zaczepek menela, ktoremu brakuje 50 groszy
na piwo.
Ale nie wtracal bym sie w te dyskusje, gdyby nie przypadki jakie sie u nas co raz czesciej
zdarzaja, a wiec trzeba sie liczyc z tym, ze i do Polski przesiakna.
Otoz te wyrozumiale mamuski powinny wziasc pod uwage, ze :
a.) Dzieciakom ludzie klada do toreb nie tylko cukierki, zawiniete w papierkach, ale i
jablka, sliwki, orzechy itp.
b.) Przewaznie jest to najtanszy asortyment, z czego ciesza sie pozniej dentysci, leczacy
prochnice.
c.) W calych Stanach notuje sie dziesiatki przypadkow, ze dzieciom "podarowano"
wbite w jablko zyletki, szpikowane texami tapicerskimi miekkie cukierki, a nawet
oblane czekolada szklo.
Nie naleza do rzadkosci rowniez proby przemycania narkotykow.
Oczywiscie obecnosc doroslych niczemu nie zapobiega, bo na tych datkach nie ma
adresu zwrotnego i jest prawie niemozliwe ustalenie, kto jakies paskudztwo do torby
wrzucil.
Pozdrawiam - Bill