To był wyraz rozczarowania Twoją próbą wyeliminowania mnie z dyskusji poprzez skierowanie jej na moich bliskich. Co Cię tak zdenerwowało, że przekroczyłeś tę granicę?
Znowu odwracasz kota ogonem, wykazując przy okazji kompletny brak szczerości. A wystarczyło tylko trochę odwagi i samokrytyki, by powiedzieć: sorry, niepotrzebnie wmieszałem tu swoją żonę, przytaczając publicznie jej wypowiedź z naszych prywatnych rozważań. Mało tego! Ciągniesz temat dalej, chcąc za wszelką cenę dyskredytować mnie, zrzucając na mnie winę za Twój brak rycerskości w stosunku do najbliższej Ci osoby. Czego oczekujesz? Tego, że milcząco przyjmę ten nieuczciwy zarzut i będę kajał się za Twój nietakt. Człowieku! Ja nie tylko nie przekroczyłem żadnej sugerowanej przez Ciebie granicy, ale staram się bardziej chronić jej prywatność niż Ty sam. I wierz mi, że mnie nieprzemyślane wypowiedzi mogą zniesmaczyć, rozśmieszyć i skłonić jedynie do riposty, ale nie zdenerwować. Powiem Ci szczerze (mnie na to stać), że nie chce mi się dalej brnąć w ten temat, ale to Ty sam nakręcasz sprężynę konfabulacji, a potem znowu będziesz piszczał jak Ci co nieco przyszczypnie! Dlatego szczerze i po przyjacielsku sugeruję: zaniechaj waść!
W tym miejscu ucziwy człowiek wskazałby post, w którym z braku argumentów pod byle pretekstem (albo i bez niego) zaczepiam rodzinę adwersarza.
A w którym miejscu ja byłem na tyle nieuczciwy, aby
bezpodstawnie zaczepić lub włączyć do dyskusji Twoich bliskich? Możesz mi to uczciwie wskazać? Jeżeli nie - to tak jak sugerowałem wyżej: zaniechaj!
czy perspektywa wykazania, że pomysł, który tu próbujesz przedstawiać jako wyraz troski o wszystkich, jest w rzeczywistości rodzajem łapówki dla konkretnej grupy, do której sam należysz?
Uważasz, że powinienem sprzyjać i składać się na łapówkę dla grupy, której przedstawicielem czy wodzirejem jesteś Ty? Bo chyba nie zaprzeczysz temu, że należymy do różnych grup. Na wspólne stanowisko też nie mamy szans, ponieważ wydaje mi się, że Ty nie jesteś skory do zawierania kompromisów. Dlatego denerwuje Cię to, że grupa do której ja należę jest znacznie liczniejsza od tej, do której Ty należysz.
W przeciwieństwie na przykład do kobiety, która skończyła studia, a potem zachowała się fair wobec potencjalnego pracodawcy i najpierw urodziła dwójkę dzieci, a dopiero potem poszukała zatrudnienia. Albo mężczyzny, który imał się różnych zajęć, byle tylko rodzinę utrzymać, zamiast od 20 roku życia zdać się na opiekę społeczną, a jego pech polegał na tym, że pierwszy stały etat dostał mając lat 35. Oni niech robią na "stażowców"?
W przypadku kobiet rodzących i wychowujących dzieci, to nigdzie nie powiedziałem, że jestem przeciwny uznania tego za podstawę do przyspieszenia prawa skorzystania z emerytury. W tym przypadku podoba mi się pomysł PSL-u, z jedną uwagą. Ja proponowałbym zastanowić się nad wielkością tej ulgi w przeliczeniu na dziecko. Zatem niesłusznie podejrzewasz mnie o brak wrażliwości na los innych! W przypadku mężczyzny, którego przykładem się posłużyłeś, to przecież jego obejmowałby wiek - czyli 67 rok życia, chociaż ja mimo wszystko optowałbym za utrzymaniem 65 roku życia, jako granicy uprawniającej do przejścia na emeryturę. Twój zarzut: „oni niech robią na stażowców” jest zatem mało poważny. Nie zapominaj o tym, że gdy oni studiowali, to ci stażowcy robili również na ich studia. Ale to tak na marginesie! W każdym razie my wychodzimy z jakąś propozycją, która stanowi jakieś podwaliny pod dyskusję. I co ważne, te propozycje nie są jakieś skrajnie nieodpowiedzialne. Może zatem, zamiast się z nami bezcelowo handryczyć, lepiej byłoby się przyłączyć do dyskusji, aby wypracować rozwiązania jeszcze lepsze.