Dzisiaj przelała się czara goryczy.
Mieszkam w leningradzie i okna wychodzą mi wprost na Biedronkę na Wyszyńskiego. Codziennie ludzie chodzący tam na zakupy zostawiają pod sklepem psy, które szczekają, wręcz ujadają bez przerwy, a właściciel idzie sobie na pół godzinne zakupy.
A piesek wyje z tęsknoty za panem. Często ma to miejsce już o 7. rano, kiedy otwierają sklep. Kiedy śpię po nocnej zmianie, to budzi mnie takie wycie pieska i już nie mogę zasnąć.
Nie rozumiem podejścia właścicieli do swych ulubieńców, że tak męczą te zwierzaki. No i nastawienie społeczne tych ludzi, to jakaś masakra. Wygląda na to, że mają głęboko gdzieś otoczenie społeczne, w którym żyją. To nie są jakieś pojedyncze przypadki, bo te psy, które tak ujadają, to ciągle są te same. Gratuluję braku mózgu tym ludziom. Żyj i daj żyć innym - ale wielu ludzi już o tym nie pamięta. A z pieskiem to ja chodzę do lasu. A jak już muszą koniecznie wpaść po coś do sklepu, to rozumiem gdyby to było kilka minut, a nie kilkadziesiąt. Szlag mnie trafi kiedyś i chyba zejdę i takiego pieska szczekającego po prostu odwiążę - niech znajdzie swojego właściciela w sklepie na zakupach. Uf! Serdeczna prośba do właścicieli szczekających pod sklepem psów - pomyślcie trochę czasem też o innych ludziach, a nie tylko o sobie. Dzięki takim jak wy następuje coraz głębsza atomizacja społeczeństwa i podejście typu: mnie to przecież nie dotyczy. Pozdrawiam myślących obywateli Polic.