Witajcie!
Obiecałem, że coś nad ranem napiszę - więc piszę. Nie ma to być traktat, ale raczej strumień świadomości, czyli głośne myślenie. Rozważając zagadnienie patriotyzmu jako takiego wyszedłem od swego fachu. Z wykształcenia jestem polonistą i kilkadziesiąt lat temu byłem przygotowywany i sam się sposobiłem do zawodu „nauczyciela języka polskiego”. Czas jakiś zresztą uczyłem i miło ten okres wspominam.
Obserwując różne dyskusje - i te ogólnopolskie, i te na niniejszym forum pomyślałem sobie, że dziś byłoby mi bardzo trudno wrócić do czasów zawodowej młodości i „uczyć polskiego” dalej. Bo musiałbym całkowicie przebudować sposób widzenia polskich dokonań kulturowych, zmienić proporcje ujęć i rozłożenie akcentów, zastąpić wykład ideowy kompetentnym, ale dla wielu nudnym (i słusznie), przekazem historyka literatury.
Wtedy, a piszę o latach 1978-1985, zadanie było proste. Żyliśmy w czasach nieznośnej, lecz już dobitnie uświadomionej sobie przez społeczeństwo niewoli. Świeża pamięć o roku 1970, doświadczenie roku 1976, potem szaleństwo nadziei związane z wyborem Papieża i jego niesamowita pierwsza pielgrzymka do kraju. Potem rok 1980 - upadek Gierka, czas I Solidarności, mrok stanu wojennego, kolejna pielgrzymka Papieża i te charakterystyczne transparenty: „Ojcze usłysz głos zza krat!” Wreszcie zabójstwo księdza J. Popiełuszki, a potem agonia PRL i wszelkich jej wartości, jeśli takowe w ogóle były.
Z bogactwa polskiego dziedzictwa kulturowego, mającego wówczas niemal dwa wieki tradycji (od Insurekcji kościuszkowskiej) wystarczyło wydobywać kolejne skarby i przedstawiać ich piękno, by być zrozumianym. Wciąż aktualny był polski model romantyczny - recepta na czas niewoli. W wydaniu Mickiewicza i Słowackiego, w krzepieniu serc przez Sienkiewicza (i Prusa), w sarkazmie Krasińskiego, w refleksjach Norwida, w celnych opisach „Wesela”, w prozie Żeromskiego, w tragicznych strofach Baczyńskiego i jego pokolenia (Gajcy, Stroiński), w powojennych rozliczeniach.
Ten model - hierarchia wartości - pomagał przetrwać zabory i konsekwencje wielkich powstań narodowych, był źródłem otuchy w trakcie hitlerowskiej okupacji, w czasach stalinowskich represji i w długim okresie PRL. Przekazywany był z pokolenia na pokolenie w polskich domach, powielała go literatura, kultywował Kościół i środowiska intelektualne. Dziedzictwem romantyzmu nieco zachwiało międzywojenne dwudziestolecie, zwłaszcza jego część II - lata 30. XX wieku. Lecz szybko nadeszła II wojna i powojenna niewola - dobrze znana aksjologia znów osiągnęła należny piedestał i zaczęła się sprawdzać w codziennej egzystencji. Jako ideał postawy i patriotyczny wzorzec, wypracowany wysiłkiem blisko dziesięciu pokoleń.
Nadszedł rok 1989 i wszystko, co jest jego następstwem, a trwa do tej pory. Polska odzyskała wolność i samostanowienie. A po 15 latach weszła w obręb struktur europejskich. Ze wszystkimi konsekwencjami, nie tylko zmiany ustroju, ale i przeobrażeń kulturowych, będących pochodną i transformacji, i interakcji. Tak w wymiarze europejskim, jak i światowym. Globalizacja jest faktem, a jedną z jej komponent stanowi m.in. sieć internetowa. Nawet na tym to forum rozmawiają i wymieniają doświadczenia ludzie żyjący w wielu miastach, w różnych krajach i na różnych kontynentach. Lecz wróćmy do modelu.
Odzyskanie wolności i powstanie III RP odbyło się ostatecznie w sposób pokojowy, ale pod względem tempa - rewolucyjny. PRL skończyła się nagle, w przeciągu półtora roku. Od czerwca 1989 do zaprzysiężenia L. Wałęsy w grudniu 1990.
Dalsze wypadki znamy. Jednak dopiero gdzieś tak pod koniec II połowy lat 90., na przełomie wieków, dotarła do nas szokująca prawda. Mamy wolną Polskę, ale nie mamy duchowego modelu. Ani Polski, ani Polaków. Dawna, obowiązująca dwa wieki, wypracowana przez pokolenia żyjące w niewoli, romantyczna kreacja jest nieadekwatna do rzeczywistości. A innej kreacji nie ma…
W ostatnich latach życia dostrzegł ten problem Jan Paweł II, próbując w wypowiedziach bezpośrednio skierowanych do Polaków, lub za pomocą uniwersalnych encyklik, nakreślić wizję Polski w zjednoczonym świecie. W upowszechnieniu jego nauk nie pomógł mu jednak polski Kościół, w którym od początku III RP widać pierwsze symptomy obecnie oczywistego kryzysu. Papież umarł, porównywalnego z nim (dla Polaków) Autorytetu, poza Prymasem Tysiąclecia, nie było i pewnie już nie będziemy mieli, a głód duchowego modelu Polski, Polaków i w konsekwencji - patriotyzmu jest coraz bardziej dotkliwy.
Wszystkie bulwersujące inicjatywy - od idei „IV Rzeczpospolitej”, poprzez nagonkę lustracyjną, po sposób eksploatowania tragedii smoleńskiej, awantury z krzyżem i całą wojnę polsko-polską z tego głodu wynikają. Ponieważ jedyny, dobrze znany nam model duchowy to opisane wyżej dziedzictwo romantyczne, nieprzydatne w sytuacji wolności, trzeba tę wolność podważyć budując jakąś ścianę i sytuację „my - oni”. Wszędzie. Na szczeblu krajowym, partyjnym (vide: wybory samorządowe), politycznym, międzynarodowym itd. Również na szczeblu moralnym - wszak walka z „in vitro” (zamiast dysputy) to ten sam mechanizm.
Idea walki generuje multum ofiarnych Don Kichotów, walczących z wiatrakami, dla samej idei boju. Bo wtatuowany w polską świadomość model romantyka-wojownika jest nie do przezwyciężenia dla wielu, skądinąd wartościowych, środowisk. Romantyczny bohater walczy, aż do samozatracenia. Lecz kiedy walka się kończy - nie wie co z sobą zrobić.
Kończę i ja, bo nie miał to być traktat, a jednak powstał. Może ktoś go przeczyta z zaciekle „walczących” w tym wątku i na tym forum. Myślę, że potrzebny jest wątek zupełnie nowy. Na temat sensu słowa „patriotyzm”. I jego współczesnych przejawów. Jest szansa, że coś szerzej przydatnego uda się w toku takiej dyskusji wypracować?
Pozdrowienia dla wytrwałych.