Ja też nie przepadam za molochami, a policki ryneczek darzę sentymentem (pamiętam jak jeszcze tam były jakieś czerwone stoiska z małym daszkiem, kupowało się gry na Pegasusa, albo podziwiało Lego w zabawkowym
).
Tutaj rozchodzi się o słowa autorki:
"Chciałam zakupić spodnie dla córki, które na tandetnym turystycznym stoliczku
niechcący strąciłam, pani powiedziała że zaraz poukłada, po czym
w chamski sposób głośno poszła się wyżalić na zewnątrz nie wiedząc o tym że stoję obok."
Bo przede wszystkim, nie wiem jak autorka, ale ja jestem tak nauczony, że jak coś w sklepie przewrócę to biorę i podnoszę nawet jak obsługa mówi, że zrobi to za mnie. Inaczej byłoby mi głupio.
Druga sprawa, co to znaczy "w chamski sposób"? Bo jak poszła do koleżanki i mówiła "oh Grażynka nie wytrzymie, zero wychowania w tych ludziach, co chwila trzeba po nich sprzątać" to co w tym złego? Nie oszukujmy się, ale polski klient w większości przypadków to cham, prostak i roszczeniowiec z dewizą "klient nasz pan co nie hehe". Nie twierdzę, że autorka taka jest, ale mając nawet kilku takich klientów dziennie człowiek na początku stara się być miły, ale z czasem widzi, że efektów i tak nie ma więc po prostu zaczyna mieć wyrąbane.