„GDZIE SĄ DZIECI??!”
To hasło stało się ostatnio najbardziej modnym okrzykiem rodzimego lewactwa - od ław sejmu, poprzez media aż po ceremonię rozdania nagród Nike.
Trwający od kilku tygodni kryzys na naszej granicy z Białorusią osiągnął kolejny etap. Gdy zrozumiano, że powszechnej litości nie da się już wzbudzić widokiem zmarzniętego kotka w objęciach imigrantki, użyto broni mocniejszej – dzieci. Zrobiono to z pełną świadomością, iż w naszej kulturze dziecko jest szczególnie chronione, a jego zdrowie i życie stanowi wartość najwyższą. I właśnie ten fakt – licząc na histeryczną reakcję części naszego społeczeństwa - postanowiono wykorzystać z premedytacją.
W tym miejscu warto dodać, że w kulturze islamskiej życie dziecka, a zwłaszcza dziewczynki, nie stanowi żadnej wartości. Jest ono własnością ojca, który może nim dowolnie dysponować, a nawet pozbawić go życia. Nic zatem dziwnego, że tzw. uchodźcy wykorzystują dzieci jako żywe tarcze. Tak postępowali terroryści z Państwa Islamskiego, Palestyńczycy i wielu innych muzułmanów, którzy atakując pozycje przeciwnika, skrywali się za kobietami i dziećmi.
Również w czasie poprzedniej fali migracji do Europy, w 2015 r., posługiwano się dziećmi. To właśnie wtedy czeski prezydent Milosz Zeman, narażając się zachodnioeuropejskim elitom, odważnie stwierdził, że dzieci służą jako żywe tarcze ludziom z iPhone'ami. Dodał również, że ci, którzy chowają się za dziećmi, nie zasługują na współczucie, bo zabierając je na małe łodzie, wiedzą, że ryzykują ich utopieniem.
Z podobną metodą mamy do czynienia obecnie.
Sprowadzeni na Białoruś islamscy imigranci nielegalnie granicę zaczęli forsować ostatnio właśnie z dziećmi. Kolejny już „dramat” to historia głodnego i przemoczonego ojca oraz jego 2-letniej, chorej na epilepsję córki, którzy od 3 dni błądzą po podlaskich bagnach. Może jednak zamiast bezrefleksyjnego kolportowania tych ckliwych opowieści, warto by było publicznie zadać banalnie proste pytanie – dlaczego ów imigrant naraża życie swojej chorej córeczki zamiast do Polski dostać się w sposób cywilizowany i bezpieczny, w miejscu do tego przeznaczonym – przez przejście graniczne.
Im więcej takich artykułów, im więcej happeningów urządzanych przez szemrane fundacje – nie wiadomo przez kogo finansowane, im więcej lewackich polityków, dziennikarzy i aktywistów domagających się w sejmie, na konferencjach prasowych i w telewizyjnych studiach odpowiedzi na tytułowe pytanie, tym większa będzie inwazja imigrantów. W przeciwieństwie do licznych naszych pożytecznych idiotów, Putin i Łukaszenka nie są głupi. Ani głusi. Ich służby uważnie obserwują próby narzucenia naszemu społeczeństwu odpowiedniej narracji przez całe to „elitarne” tałatajstwo i czujnie wsłuchują się w ich donośny skowyt wykorzystujący propagandowe tuby swojego reżimu w postaci TVN24, Newsweeka, Onetu czy Gazety Wyborczej. I nieprzypadkowo obecnie Białoruś wpycha do Unii Europejskiej 10-krotnie więcej imigrantów przez Polskę niż przez Litwę, gdzie opozycja wykazuje się jednak znacznie większym poczuciem racji stanu i ilorazem inteligencji.
Co nas czeka w przyszłości?
Zwłoki! Podobnie jak 6 lat temu europejską opinię publiczną epatowano wstrząsającym widokiem martwego 3-letniego Syryjczyka na plaży tureckiego kurortu Bodrum, tak teraz musimy być przygotowani na podobne zdjęcia przy białoruskiej granicy. I właśnie dlatego dla naszej Targowicy niezbędna jest tam obecność zaprzyjaźnionych mediów, o co tak nachalnie apelują niezawodne „autorytety”.
http://www.facebook.com/Antek-Muzykant-Komentuje-530073700378239/