Chyba mi coś umknęło uwadze, bo nie przypominam sobie, aby jakikolwiek prezydent "pilotował" wdrażanie jakichś programów "naprawy kraju". Jeżeli już, to jakieś projekty na zasadzie "obywatelskich" bądź "charytatywnych" (poprzez pierwszą damę), o których głośno nie było. Co najwyżej likwidował "cyrk" na wiejskiej i rozpisywał wcześniejsze wybory.
A my dalej rozpatrujemy wybór prezydenta w kontekście "głowy państwa", która obniży podatki, rozkręci gospodarkę, podniesie pensje, wprowadzi euro, sprawi, że będziemy się bardziej kochali, że lata będą ciepłe a zimy białe........ (-: Cytując słynną "polkę": HELLOŁ!!!
Niestety, pozycja prezydenta pozwala co najwyżej na godne reprezentowanie kraju i ewentualnie może wpływać na politykę zagraniczną kraju. Liczy się więc,
według mnie osobowość człowieka, umiejętność prowadzenia dialogu z zagranicą i przede wszystkim zachowanie. I to na pewno wszyscy pamiętają: "obycie" Wałęsy, "choroby filipińskie" Kwacha, "wojenki" św. pam. Leszka czy "występy" Bronka - żadnego nie potępiam, ale.....
Słuchając obietnic obecnych dwóch kandydatów zadaję sobie ciągle pytanie: I co jeszcze?... I utwierdzam się w przekonaniu, że na wybory nie pójdę albo oddam nieważny głos.
I jak sami zauważacie znowu rozpatrujemy wybór
mniejszego zła. A może znowu nami manipulują...?