Oba argumenty (pęknięcia i skarpa) były podnoszone, ale nie tu był pies pogrzebany. Zabudowę rynku zaczyna się bezmyślnie niszczyć koło roku 1960, bez żadnej wizji rozwoju urbanistycznego. Po co wyburzono kamieniczki na przedłużeniu obecnej ulicy Grunwaldzkiej (południowa pierzeja)? Zlikwidowano historyczną przestrzeń, aby zrobić miejsce ostatecznie na dzisiejszy... szalet. Zakładów wtedy jeszcze nie było, nawet w planach, więc żadne pęknięcia nie miały miejsca. Powtórzę, piszę o budynkach tworzących ongiś południową pierzeję rynku. Natomiast oddziaływanie ruchu drogowego na końcówkę Wojska Polskiego i wschodnią pierzeję rynku jest czystą fantastyką. Przecież tamtędy nic nie jeździło.
W odniesieniu do strefy rynku ciągle pokutowała peerelowska wizja "nowoczesności", której wyrazem jest obrzydliwy (jako bryła) blaszak "Regulusa". Towarzyszą mu nędzny estetycznie blok przy USC oraz nieładne, "nie posiadające osobowości" bloki przy ulicy Rycerskiej, która niespodziewanie stała się składową rynku, chociaż w przeszłości nigdy nią nie była.
Kiedy powstawały/powstały Zakłady rzeczywiście problemem stały się duże samochody ciężarowe (w latach 60. nie ma jeszcze tirów). Stare Police, a w szczególności rynek najprawdopodobniej przeznaczono "na przemiał" (tak jak np. Duchow/Jasienicę). Bo - o czym już nie pamiętamy - był on usytuowany w tzw. otulinie, czyli strefie ochronnej Zakładów. O ile ja pamiętam, jej południowa granica biegła północną stroną ulicy Grunwadzkiej (po tej stronie stoi poczta). No to, przedłużona dalej, na wschód, dochodzi do biblioteki. "Otulina" (strefa ochronna", mocno politycznej natury, "połknęła" podpolicką zabudowę ulicy Jasienickiej, rozprawiła się ze wspomnianym Duchow i miała spowodować rozebranie sporej części starej Jasienicy. Przecież w tym rejonie, a nawet dalej, do końca strefy (2004 lub 2005) nie udzielano pozwoleń na budowę nowych domów. I w tych okolicznościach, połączonych z obiektywnymi problemami stwarzanymi przez starą substancję mieszkaniową, należy upatrywać przyczynę zniszczenia rynku.
A przecież nic, poza myśleniem, nie stało na przeszkodzie, aby skonstruować obwodnicę Polic. Dałoby się to zrobić jeszcze przed Przęsocinem, końcowy odcinek pokrywając z obecną Rurową. Osiedli i innej współczesnej zabudowy jeszcze wtedy nie było, mogły stanąć gdziekolwiek, a w XXI wieku mielibyśmy spokój. Inna rzecz, że taką obwodnicą lat 60. i 70. jest w zasadzie skrót prowadzący obok pomnika w Trzeszczynie od szosy Tanowo - Police do Zakładów.
Dlaczego kolejne ekipy szczecińsko-polickie nie wymusiły takiego objazdu Polic - nie wiadomo. Być może z powodów opisanych wyżej. Stare Police miały być rozebrane, przyszłość należałaby do blokowisk.
Po roku 1990, do ww. okoliczności o charakterze "zaszłości z przeszłości" doszły nowe: nawyknienia dzieci PRL. Takim dzieckiem PRL był m.in. pierwszy burmistrz Polic, Stanisław Szymaszek, który cenił wyłącznie nową zabudowę, starą uznawał za uciążliwą, zdewastowaną, wymagającą nakładów i... zbyteczną. To nie są puste stwierdzenia. Za czasów S. Szymaszka zniszczono większą część ocalałej, historycznej zabudowy ul. Wojska Polskiego, nie budując na tym terenie nic w zamian. Był również "śmiały plan" likwidacji "Regulusa", wybudowania na rynku ronda i ogólnej "demolki" tej części Polic. Projekty kurzą się w jakichś archiwach, a nazywały się "Studium 2000". Szczęśliwie weszliśmy w etap rewitalizacji Starego Miasta. Obowiązuje inne myślenie. Z centrum Polic trzeba tylko wygonić wielkie samochody.