Ile kosztują takie inicjatywy? Kto płaci? Czy wszystko zależy od urzędników i radnych?
Sądzę, że generalnie sa dwa rodzaje takich sytuacji.
Pierwsza, gdy np poprzez podziały geodezyjne powstaje nowa ulica(nie fizycznie, tylko na papierze) i mieszkają tam jacys ludzie, trzeba wprowadzić jakąs nazwę z powodów administracyjnych.
W takich przypadkach, jeżeli inicjatywa nadania nazwy wypływa od mieszkańców, wniosek opiniuje własciwa terytorialnie rada osiedlowa(rada sołecka) i nazwe zatwierdza rada miejska. W dalszej kolejnosci jest wymiana dokumentów, wywieszenie tablic, uaktualnienie map itp
Zwykle, w takich sytuacjach, rada miejska zatwierdza to, co wymyslili sami mieszkancy lub rady osiedlowe.
Drugi przypadek to nadawanie nazw miejscom szczególnym(ronda, place itp). Zwykle nie ma to konsekwencji dla mieszkańców, bo pewnie mało kto mieszka pod adresem rondo. Zatem pozostają koszty oznaczeń(tablice, drogowskazy) i uaktualnienia map.
W tej kategorii nazewnictwa jest jednak trochę więcej zachowań politycznych, bo najczęściej inicjatywy nadania nazwy mają jakies polityczne podłoże(vide rondo smoleńskie). Tu rola rady miejskiej jest nieco trudniejsza, bo mimo, że formalnie to rada przyjmuje uchwałę o nadaniu nazwy, decyzja zawsze będzie budzić emocje polityczne.
Odnosząc się do naszej, polickiej sytuacji. Nie wątpię w to, że wnioskodawcy kierują się przekonaniem i ideą upamiętnienia patrona, którego proponują. Nie wątpię również, że są w pełni przekonani, ze ich inicjatywa jest słuszna i pożyteczna. Niesie jednak ta propozycja pewien ładunek światopoglądowy, co zawsze może powodowac niebezpieczeństwo konfliktu.
Bardzo mi się podoba pomysł
Mickd ale nadal podtrzymuję to, co powiedziałem wczoraj, że najlepiej zrezygnować z nadawania nazwy naszym rondom.