Czego by tu nie powiedzieć, każdy ma poniekąd rację. Jechałem z zakładów po piętnastej i jak zawsze z Szosy w Pokoju i Strzałowską, stałem w korku już na Ludowej. Obserwowałem sobie poczynania niektórych kierowców, którzy jak tutaj ktoś już napisał, uważają, że ciężka noga jest sposobem na wszystko. Mój pierdzibączek nie ma ABS, ASR i innych bzdetów, opony zimowe nie pierwszej młodości i poza kilkoma razami, gdzie koła pośliznęły się przy ruszaniu, nie miałem problemów z jazdą. Na Stelmacha auta, które myślą za kierowców, zamiast do przodu, zsuwały się na boki i do tyłu i problem według mnie tkwi również w tylnym napędzie. Ponad dwie godziny do świateł przy Dubiois i tutaj robił się znów zator, bo spod świateł wystartować nie mogli. Później istne lodowisko na Łady i Jana z Kolna, ale w miarę sprawnie. Wskok na Trasę Zamkową i znów stop, aż do świateł przy ciepłowni na Gdańskiej. Współczuję tym, którzy musieli czuć na sobie widmo łamiących się ciągników siodłowych. Poza tym bezmślność niektórych nie zna granic, po drodze spotykałem auta pozostawione na środku pasa. Trzeba być zupełnie pozbawionym wyobraźni, żeby nawet nie zjechać lub zepchnąć auta do krawędzi jezdni. W sumie do Dąbia dojazd zajął mi koło pięciu godzin.
Uważam, że przyczyna w zakorkowaniu miasta tkwi jak zwykle w zaskoczeniu służb drogowych przez zimę. Jeśli piaskarki i pługi jeździły by cały czas, problem na pewno byłby dużo mniejszy. Za to wczoraj opady prawie żadne i pługi stadami jeden za drugim tamując ruch. Pokazać się trzeba, a co!