W okresie świątecznym media promujące Komitet Obrony Demokracji dały nam szczęśliwie od niego odpocząć. Jednak ich kolejna ofensywa jest tylko kwestią godzin. Z pewnością nie przeszkodzi w tym nawet chwilowy kryzys wizerunkowy związany ze zrzuceniem maski lidera grupy - Mateusza Kijowskiego. Okazuje się bowiem, że w tym samym czasie, gdy z trybuny wydziera się on o państwie prawa i respektowaniu wyroków sądowych, sam ma z tym poważny kłopot. Jego dług alimentacyjny wobec trojga dzieci zbliża się już do kwoty 100 tys. zł, co nie przeszkadza mu aspirować do grona autorytetów III RP.
Jeśli jednak Kijowski, mający coraz większe ambicje polityczne, dzięki swoim akcjom dostanie się do Sejmu (najchętniej w przyśpieszonych wyborach, do czego szczególnie mocno dąży) i zacznie w końcu regulować swoje zobowiązania wobec własnych dzieci – chwała mu za to. Przynajmniej wiadomo skąd u niego taki zapał w proklamowaniu komitetu oraz porzucenie dotychczasowej - z pewnością nie tak perspektywicznej i ekscytującej - pracy informatyka. Warto jednak prześledzić motywację kilku innych wybijających się postaci podczas tak ochoczo relacjonowanych przez zaprzyjaźnione media manifestacji.
„Szanowny panie prezesie (…) dziękujemy panu, dzięki panu tu jesteśmy, ale wolelibyśmy żyć w spokoju”. Tak, przy akompaniamencie zachwyconej gawiedzi, przemawiał Krzysztof Materna. Spokój, głównie materialny, niewątpliwie zapewniała mu poprzednia ekipa. Gdy w lipcu 2011 r., z okazji inauguracji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, rząd przeznaczył 8 mln zł na organizację koncertu „Tu Warszawa”, stworzenie scenariusza powierzono właśnie panu Krzysztofowi oraz Kubie Wojewódzkiemu. I choć ich gaże sfinansowano z naszych podatków, z jakichś tajemniczych powodów kontrakt utajnił ich wysokość. Mówi się nawet o kwocie sięgającej miliona złotych. Nic zatem dziwnego, że w walce „o demokrację” widoczni są obaj, choć „królowi TVN-u” brakuje nieco odwagi, by głos zabrać z trybuny. Na marszu się jedynie zameldował, jednak zdecydowanie preferuje aktywność wirtualną.
Zarówno wirtualną jak i realną przejawia natomiast niestrudzony Tomasz Lis. Ten ma do stracenia jeszcze więcej. Z państwowej kasy od ośmiu lat pobiera każdego roku ponad 5 mln zł za program, który jest zaprzeczeniem debaty publicznej. W kraju posiadającym zdrowe media publiczne program w takiej formule nigdy nie zostałby dopuszczony do emisji. Kontrakt został jednak tak sformułowany, że redaktor Lis ma pełną swobodę w zapraszaniu gości i skrzętnie z tego korzysta. Wiadomo zatem skąd u niego tak szaleńcza reakcja na wykrzyczane podczas prawicowej demonstracji hasło: „Cała polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”. Tym bardziej, że zagrożona utratą gwiazdorskiego kontraktu z TVP jest również jego żona – Hanna. W tym przypadku do stracenia jest „zaledwie” 30 tys. zł miesięcznie, ale ból wcale nie mniejszy. Zapewnie swój styl życia będą musiały nieco zmodyfikować przyzwyczajone do luksusów rozkapryszone córki Tomka, które w krótkich przerwach między kolejnymi atrakcyjnymi wyjazdami także już wykazują ochotę do aktywnej walki „o demokrację”.
Ważną postacią KOD-u jest również poseł Niezależnej - Krzysztof Mieszkowski - dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu i autor niedawnej prowokacji opartej na porno-skandalu, na którą dał się złapać minister kultury. On także walczy „o demokrację”, zwłaszcza że prowadzony przez tak znakomitego profesjonalistę teatr tonie w długach, a funkcjonuje jedynie dzięki dotacjom, których suma przekracza 10 mln zł rocznie.
Na liderkę ruchu oporu wyrasta jednak Agnieszka Holland. Nie tylko aktywnie manifestuje podczas wieców KOD-u („Oszukali! Oszukali!”), ale przekaz utrwala również w telewizyjnych studiach chętnych do współpracy mediów (choćby w „Dzień Dobry TVN” oraz – gdzieżby indziej – „Tomasz Lis na żywo”), gdzie w komfortowych warunkach (właściwie dobrany dziennikarz oraz brak jakiegokolwiek polemisty w studio) swobodnie może snuć swoją narrację na temat „zagrożonej demokracji” w naszym kraju.
Szkoda tylko, że nikt nie informuje widzów, iż przez ostatnie lata była jednym z głównych beneficjentów Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, czyli instytucji budżetowej ministerstwa kultury. Korzystał zresztą cały jej rodzinny klan. Wraz z córką – Katarzyną Adamik, siostrą - Magdaleną Łazarkiewicz i szwagrem - Piotrem Łazarkiewiczem przyjęli łącznie ok. 20 mln zł dotacji. Owszem, talentu im trudno odmówić, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niektórzy twórcy byli w tym czasie wyraźnie faworyzowani, a inni systemowo marginalizowani.
Trudno zresztą uwierzyć w szczere chęci pani Holland. Ta bojowniczka o demokrację jest córką Henryka, który był nie tylko filozofem, ale i politrukiem Ludowego Wojska Polskiego oraz autorem wielu napastliwych publikacji pod adresem Armii Krajowej. Jej matka Irena ograniczała się do wykuwania stalinowskiego komunizmu jedynie na niwie dziennikarstwa PRL. Oboje, będąc jeszcze studentami, choć już aktywistami PZPR, donosami zaszczuli swojego wykładowcę - profesora Tatarkiewicza, zmuszając go do odejścia z uczelni. Czyżby ich córka potrafiła tak radykalnie odciąć się od swoich korzeni?
Komitet Obrony Dochodów, bo takie miano winno nosić to stowarzyszenie, z pewnością jeszcze nieraz da o sobie znać. Ma potężne wsparcie mediów, którym nowe porządki również mogą przeszkodzić w stabilnym od wielu lat rozkwicie. Ludzi, którzy się szmacili dla własnych korzyści, nie brakuje. I teraz to właśnie oni krzyczą najgłośniej. Choć gęby mają pełne frazesów o demokracji, nie jej upadku się boją, lecz swoich fortun.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1049946785057592&id=530073700378239&substory_index=0