BYłem w swoim zyciu na dziesiątkach spotkań z mieszkańcami. Kilka razy zdarzały sie podobne sytuacje, gdy ktoś wstawał i otwarcie(czasem nawet napastliwie) głosił poglądy odmienne od prezentowanych przez gości spotkania. To normalne zjawisko w demokracji. Niezaleznie od tego, czy taka osoba przychodzi dopytać, czy prowokowac swoimi opiniami ma pełne prawo zabrać głos i wyrazić swoje zdanie. Ponadto ma pełne prawo usłyszec odpowiedź na swoje wątpliwości. Czy wyjdzie ze spotkania przekonany, czy nie, to już zupełnie inna sprawa.
Dobrze, ze na spotkaniu były siły porządkowe, które opanowały temperament innych uczestników(choć niestety nie uchroniły młodzieńca przed agresją jego sąsiadów). Incydent powinien zakończyć się udzieleniem odpowiedzi i kontynuowaniem spotknia.
Dobrze tez jest na takich spotkaniach ustalac reguły gry, czyli np sposoby dyskusji, czas jej trwania. Wtedy unika się mozliwości, że jeden człowiek zdominuje spotkanie i nie pozwoli innym dyskutować.
To w kwestiach organizacyjno-porządkowych.
Inna rzecz to argumenty - te, jak widac, były "mocne" ale nie merytorycznie, a fizycznie. Trudno.
Nalezy jednak pamiętać, że tak jak młody człowiek miał prawo oczekiwać dyskusji na poziomie merytorycznym, tak inni uczestnicy spotkania mieli prawo podchodzić do omawianych kwestii bezrefleksyjnie i dogmatycznie.
PS
...a jedynie Macierewicz zachował zimną krew, dzięki czemu wyszedł z
tej chryi obronną ręką. Gdyby najechał na faceta jak reszta towarzystwa to jego wizerunek podupadłby jeszcze bardziej.
Tu sprawa nie jest jednoznaczna. Macierewicz musiał szybko wybrac pomiędzy reakcją na postawe chłopaka, a reakcją sali, na której prawdopodobnie większośc była jego zwolennikami(wyborcami). Jak pokaże kulture wobec chłopaka, straci w oczach zwoleninków, jak chłopaka zgnebi, zyska poklask sali i innych fanów, wyjdzie na chama w mediach. Trudny wybór