A to już inna sprawa. Nasze państwo mogłoby może nie postawić ale jednak otworzyć się na imigrantów. Zdecydowanie rozszerza to horyzonty. Że o sile roboczej (stosunkowo taniej) nie wspomnę. I nie chodzi nawet o ich niskie zarobki jako takie; bardziej o to, że przybywa do nas osoba zdolna do pracy (może i mało ambitnej) ale na którą państwo (zakładając, że jest dla niej praca) wyda ułamek tego co na obywatela rodowitego. Odpada koszt nauki i opieki zdrowotnej przez 20 - 30 lat. Po niewielkim przeszkoleniu językowym może pracować. I na ogół ma chęć do pracy.