Też obok głównego nurtu, ale też w temacie. Pamiętam z dzieciństwa "Radiową skrzynkę poszukiwań PCK". Audycję nadawano na falach Polskiego Radia, program I, chyba przez 5 minut, bodaj od siódmej pięć do siódmej dziesięć. Nie pamiętam do kiedy, na pewno w latach 50. i chyba do początku lat 60. Łukasz tego pamiętać nie może, Andrzej tak. Spiker odczytywał listę nazwisk i szczegóły dotyczące miejsca, gdzie ktoś był po raz ostatni widziany. Szczególnie dramatycznie wyglądały poszukiwania osób, które - jak się potem okazało - zginęły w Katyniu, Ostaszkowie, Twerze i Miednoje.
Miałem taki przypadek w rodzinie, pamiętam tragedię siostry mojej babci, poszukującej męża - oficera policji z Piotrkowa. I czepianie się przez nią nawet najmniejszej nadziei, bo nadchodziły informacje, że ktoś go widział w armii Andersa, pod Monte Cassino itd. Dopiero w latach 90., w wolnej Polsce, w ćwierć wieku po śmierci ciotki, udało się go odnaleźć na liście zamordowanych w Miednoje.
Mnie jednak chodzi o samą "skrzynkę poszukiwań". Gromadziła przy "kołchoźnikach" (głośniki, do których kablem dostarczano w latach 50. sygnał radiowy, jedynie Warszawę I) całe rodziny, w napięciu czekające na jakiekolwiek informacje o bliskich. Brak odzewu na powtarzające się apele radiowe był jedną z przesłanek do wystąpienia o uznanie zaginionego za zmarłego.