Źle. Zachęcony przez Was dwakroć zajrzałem tu i ówdzie, okolice trasy Trzebież - Nowe Warpno (Dzień Leszcza, czterokrotnie tę drogę robiłem). Przy drodze, to, co widoczne z samochodu (zwalniałem) - to różne surojadki (stosuję nazewnictwo środkowopolskie - mazowieckie, okolice Łodzi, babcia, sami rozumiecie). Jadalnych nie widziałem (stanąłem w kilku miejscach). Drugi typ: dorodne "tęgoskóry pospolity", potocznie: "czarcie jaja". Czyli polskie pseudotrufle. Trujące, a przynajmniej niejadalne, choć pachną niezgorzej.
Grzybów "normalnych" (znam całą galerię i mam na ich punkcie odchyły) - nie widziałem. Pojechałem w końcu w kilka pobliskich, znanych mi miejsc. Nic nie było, nawet niezawodnych kani. Widziałem tylko pewnego dziadka (75+), który "maluchem" wędrował wzdłuż ww. trasy. Był tu, był tam, wciąż siedział na kuble po farbie, który zabrał z sobą. Zdobyczy nie widziałem.
W jednym miejscu dostrzegłem niby kurki. Ale to były na pewno kurki fałszywe. Zbyt pomarańczowe i nie taka kępka, jak być powinna. To znów ocena z okna samochodu. Nie stawałem.
"Po mojemu" - jest tak, jak zawsze. Koniec lipca, początek sierpnia - pierwsze "zajawki". Prawdziwy wysyp - koniec sierpnia i wrzesień. Zbieram tu grzyby ponad 20 lat. Zawsze tak było.
W Wielkopolsce, Polsce centralnej - grzyby są wcześniej. Stąd sukcesy grzybiarzy od Drawska po Lublin. U nas, w jednym, dla wielu nieoczekiwanym miejscu, mogą być kozaki (krawce, koźlarki itd.). Jeszcze tam nie byłem (brak czasu), ale już mnie kusi. Kto wie gdzie - ten znajdzie. Właściwie - w centrum Polic.