Nie do końca "bobie", nie do końca. Wtedy kiedy współpracowaliśmy: ja i Kardziejonek, w gminie był fatalny układ. Najpierw Szymaszek, który doszedł do wniosku, że jest mężem opatrznościowym. Być może nim był, ale w I kadencji. W II stał się nieznośny, tylko on miał rację. To jeszcze nie było najgorsze.
Najgorsze przyszło potem. Kiedy Szymaszek padł, burmistrzem został W. Diakun, ale jako zakładnik zarządu, w którym brylowali przykościelni. Fatalny błąd ks. Kazieczko, dziś on sam to przyznaje, dodając, że nie przewidział konieczności odejścia z Polic. Liczył, że będzie czuwał nad protegowanymi i ich postępowaniem. No to trzeba było działać.
Zaczęło działać PSG, całkiem inne niż dzisiaj. Liczne, prawdziwe, jedyna niezależna wówczas siła. Podjąłem współpracę, bo pewne umiejętności posiadam. A, że brałem kasę za pisanie? No i co z tego? Czyny społeczne skończyły się w PRL. Uczciwie zarobiłem. W Pismie św. napisano: "nie zawiążesz pyska wołu młócącemu". Dobra praca - należy się płaca.
Efekty były. Dwie osoby delegowane przez PSG weszły do zarządu gminy. L. Filipczak i W. Echaust. Pierwszy popełnił błąd i swoją szansę zmarnował. Drugi wykorzystał.
Możliwości dialogu z osobami, a nie z ich tajemnymi mocodawcami w postaci zarządu gminy, stworzyła dopiero reforma samorządowa uniezależniająca burmistrza od prezydium rady i radnych w ogóle. Skoro można było indywidualnie rozmawiać, a nie, jak przedtem, z burmistrzem - rzecznikiem grupy interesów, no to kto umiał - rozmawiał.
Niestety PSG tego nie zrozumiało i nie rozumie do dzisiaj, wciąż myśli, że najważniejsze są układy partyjne. Dlatego rozgrywa PO i dlatego polegnie w wyborach.
Tradycję uzależniania burmistrza od grupy usiłowała jednoosobowo kontynuować była pani sekretarz. Zręcznie i dość skutecznie w latach 2002-2006. Ponieważ "nic nie może wiecznie trwać", zwłaszcza w oparciu o fałszywe przesłanki i stwarzanie wrażenia - w kolejnej, mijającej kadencji, noga się jej powinęła. I to jest obiektywny sukces, owszem PSG. Nie PO, ale PSG. W gminie ostatecznie skończyły się rzeczy niezdrowe.
I układ ten mógł być dalej rozwijany, można było się twórczo dogadać i to dla dobra Polic, ale przeszkodziła temu żądza władzy. Rozzuchwalone sukcesem obalenia sekretarz PSG już pod szyldem PO zaczęło wędrować po władzę. I to bynajmniej nie Platformy, ale pewnej rodziny. Stąd te uciążliwości ostatnich dwóch lat, które niebawem przeminą.
We wszystkich tych perturbacjach W. Diakun wykazał klasę. I jako burmistrz, i jako człowiek, i jako wizjoner. No to nawiązano z nim dialog. Z różnych stron. Rozsądna część PiS, wartościowi ludzie Lewicy, środowiska rozproszone. I pojedyncze osoby, cokolwiek mające do powiedzenia. Dialog okazał się być sensowny, skuteczny, a burmistrz człowiekiem, któremu można zaufać i na którego warto postawić. Wbrew pozorom to nie otrzymywane profity i beneficja leżą u podstaw poparcia W. Diakuna. Po latach drugoplanowości dał się poznać jako człowiek utalentowany i na właściwym miejscu. Dziś ma zwolenników wielu.
Nie bronię siebie, bo i po co. Gdybym chciał mieć profity dla profitów - zagrałbym ponownie z opozycjonistami. Miałbym dużo. Propozycję kandydowania na burmistrza z ramienia PO też w swoim czasie miałem. Czy by to było realne? Może. Dobra kampania czyni cuda, zwłaszcza gdy kasy nie brakuje.
Pomijając fakt, że nie mam predyspozycji do pełnienia takiej funkcji, skoro dogadałem się z W. Diakunem w materii wspólnoty celów - nie było o czym mówić. On objawił mi różne talenty i celność spojrzenia, ja widzę przestrzenie współpracy i dziedziny, w których mogę to i owo zrealizować.
Każdy ma swoje "koniki". Ja np. historię i rozważny, propolski dialog z Niemcami. Żyjemy na pograniczu. Potrzebna jest wspólna Heimat. Pomnik w Jasienicy stoi. Nic bym nie zdziałał, gdyby nie zrozumienie i wspólnota widzenia z obecnym Burmistrzem Polic.
Być może to są "profity", które mnie przyciągnęły. Bo przecież nie kasa, pracuję na trzy etaty, aby się utrzymać. Mnie interesuje pewna wizja - idea. W. Diakun ją posiada. Z pretendujących do stanowiska burmistrza tylko on, jako jedyny. I wcale tutaj nie chodzi wyłącznie o sprawy pogranicza. To fragment, pars pro toto (część całości), jak mówili Rzymianie. W. Diakun, szczególnie w ostatnich dwóch latach, zdołał zorganizować grupę ludzi "dobrze myślących" o przyszłości Polic. Ciekawe i wielobarwne (również rodowodowo i światopoglądowo) środowisko. No to go warto popierać.
Pozdrowienia.