Standardy demokracji, o ile się nie mylę, każą przede wszystkim byc odpowiedzialnym za słowo. Jeśli slowo jest prawdziwe, obroni się samo i obroni autora tego słowa. Jeżeli słowo jest nie prawdziwe, odpowiedzialnośc za skutki wypowiedzenia nieprawdziwego słowa spada na tego, który je wygłosił.
Nie, Grzegorz. To nie jest takie proste. Na tych próbkach najprawdopodobniej są ślady trotylu, ale to niczego nie zmienia. Rz w miniony wtorek ostatecznie stała się tabloidem, dzień później - szmatławcem ("wczoraj napisaliśmy o materiałach wysokoenergetycznych").
Artykuł Gmyza jest napisany tak, żeby u nieświadomego czytelnika wywołać wrażenie "są dowody na zamach, rząd je ukrywa". Na dodatek autor na poparcie ma tylko słowa anonimowych informatorów. Tak to chyba nawet w SE nie robią.