Nie chcę zostawiać Twojej uwagi bez komentarza. Masz rację, że skala tego problemu - uwzględniając rzeczy ujawnione - zaczyna być przerażająca. I dotyczy różnych Kościołów narodowych. Stany, Irlandia, Belgia, Austria, Australia, Chile i, niestety, również i Polska (patrz: znane przypadki krajowe oraz występki na Dominikanie).
Patrząc historycznie zadziwia moment czasowy właściwy rozpowszechnianiu się tego rodzaju zachowań. Mam na myśli pedofilię i pedofilię homoseksualną. Otóż jest to okres mniej więcej ostatnich +/- 80, maksymalnie 100 lat. Tak gdzieś od lat trzydziestych XX w. Wcześniej, w różnych "ciemnych okresach Kościoła" klerowi zarzucano różne rzeczy. W sferze obyczajowej: pijaństwo, rozwiązłość, nieprzestrzeganie celibatu i rozpustę, ale nie było zarzutów o pedofilię, zwłaszcza homoseksualną.
W literaturze różnych epok, szczególnie od XVIII wieku, znajdują odbicie i piętnowane są nadużycia obyczajowe i grzechy seksualne kleru, niemniej nawet najzłośliwsze ujęcia nie podnoszą kwestii pedofilii. To jest jakaś grzeszna "nowość" ostatniego stulecia, szczególnie II połowy XX wieku.
Gdzie tkwi źródło? Nie wiem, być może nadszedł czas na przemyślenie sprawy celibatu i likwidację mizoginizmu w nauczaniu i wychowaniu seminaryjnym. Wzorem mogą być rozwiązania prawosławia, gdzie sprawy te są tak uregulowane, że przypadki pedofilii są rzadkością. Prawosławny ksiądz może się (przed święceniami) ożenić, decyzja ta wprawdzie zamyka mu drogę do wyższych urzędów kościelnych, ale likwiduje konflikt dwóch powołań.