W dniu wczorajszym uzbrojony w nóż i topór 17-letni „nachodźca” z Afganistanu, z okrzykiem na ustach „Allah Akbar”, zaatakował pasażerów pociągu w Bawarii, poważnie raniąc 4 osoby, a kilkanaście innych doprowadzając do ciężkiego szoku. Po wyjściu z pojazdu rzucił się również na policjantów, ginąc od kuli jednego z nich. W domu napastnika znaleziono namalowaną własnoręcznie flagę tzw. Państwa Islamskiego, które już się przyznało do organizacji zamachu.
Poinformowanie o tym fakcie niemieckiej – i zarazem światowej – opinii publicznej to pewna nowość. Gdy w sylwestra w kilku niemieckich miastach (m. in. w Kolonii, Bielefeld, Frankfurcie i Düsseldorfie) islamscy goście „ubogacili kulturowo” 1200 kobiet, najpierw - w imię politycznej poprawności – przez tydzień próbowano całkowicie te ataki zataić, a gdy szambo w końcu wylało, umniejszano ich wagę, by dopiero po sześciu miesiącach ujawnić pełne - szokujące - dane, iż napaści seksualnych dopuściło się aż dwa tysiące mężczyzn. Ofiary ówczesnych „zabaw” czują się dziś z pewnością dużo bezpieczniej, mając świadomość, że dotąd zidentyfikowano jedynie 120 napastników, a skazano… czterech.
Ich odczuć możemy się jednak tylko domyślać, bo zachodnia opinia publiczna jest dosyć skutecznie kneblowana. Nie dość, że z przekazem odzwierciedlającym faktyczne nastroje społeczne do mediów głównego nurtu ciężko się przebić, to w dodatku na tych, którym się to jednak jakimś cudem udaje i publicznie próbują wykazać związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy falą imigracji i narastającym zagrożeniem terrorystycznym, mogą czekać sankcje za „brak tolerancji” oraz używanie „języka nienawiści” wobec muzułmanów.
Podobne obawy mają zresztą szefowie wielu państwowych instytucji, którzy właśnie z obawy przed oskarżeniem o ksenofobię wolą uczestniczyć w zmowie milczenia i zamiast rzetelnie informować o kolejnych aktach molestowania seksualnego, ograniczają się jedynie do jakże praktycznych porad dla kobiet. Przykładem ostatnia akcja szwedzkiej policji, polegająca na propagowaniu noszenia opasek z napisem „nie dotykaj mnie”.
Ale ta prewencyjna cenzura występuje również w niektórych polskich mediach. Gdy gdziekolwiek w Europie dochodzi do zamachu terrorystycznego, a chcielibyśmy się szybko dowiedzieć kto za nim stoi, wystarczy wejść na portal Gazety Wyborczej. Jeśli forum pod tym artykułem jest zablokowane, możemy być już w stu procentach pewni, że za tym zamachem stoi muzułmanin. Redakcja prowadzona przez dawnego bojownika o wolność słowa już dawno wytłumaczyła jednak swoim czytelnikom powody swojej decyzji. „Pod naszymi tekstami o uchodźcach pojawiała się zatrważająca liczba komentarzy, które nawoływały do przestępstw, zawierały treści rasistowskie i ksenofobiczne. Nie chcemy ich pokazywać. Nie godzimy się na naruszanie godności innych ludzi na naszym forum. (…)” Blokując własnym czytelnikom swobodę wypowiedzi, redakcja z Czerskiej musi czuć gorycz porażki, mając świadomość, że pomimo dwóch dekad indoktrynacji nie udało jej się wyhodować pokolenia całkowitych przygłupów, gotowych do łykania każdej papki zaserwowanej przez „cenionych dziennikarzy” pokroju Jacka Żakowskiego propagujących politykę multi-kulti.
Wróćmy jednak za Zachód. Co pozostaje zwykłym - Bogu ducha winnym – mieszkańcom, którzy w starciu z bezwzględnymi wyznawcami islamu z góry stoją na przegranej pozycji i chorą politykę uprawianą przez rządzących nimi lewaków przypłacają śmiercią swoją lub swych dzieci? Zmiana nastrojów społeczno-politycznych widoczna jest już gołym okiem. Gdyby nie majstrowanie przy wynikach wyborów w Austrii, już dziś głową państwa byłby tam skrajny prawicowiec - Norbert Hofer. Na fali anty-imigranckich nastrojów Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii Europejskiej, a po Brexicie prawdopodobnie czekają nas kolejne referenda, które zdecydują o innych możliwych rozstaniach z UE: Nexit, Swexit, a może nawet Polend. Wiatr zmian ze sceny politycznej już niedługo zmiecie osoby, które w powszechnej opinii uważane są za sprawców obecnej sytuacji – prezydenta Francji oraz kanclerz Niemiec. Póki co, upust swym emocjom wyborcy mogą dać jedynie poprzez wygwizdywanie władz, jak miało to miejsce choćby w Nicei, gdy w miejscu krwawej łaźni pojawił się Manuel Valls. Ale trudno się dziwić takiej reakcji tłumu, skoro kilka dni temu francuski premier beztrosko ogłosił, że „Francja będzie się musiała nauczyć żyć z terroryzmem”.
Równie bezczelna była wypowiedź prezydenta Hollande’a, który zaraz po zamachu, do którego – pomimo trwającego tam stanu wyjątkowego – dopuściła wyprowadzona w pole policja, stwierdził, iż „siły bezpieczeństwa były w pełni zaangażowane i cała Francja jest z nich dumna”. To groteskowe zdanie porównać można jedynie do bijących rekordy arogancji słów Bronisława Komorowskiego, który kilka dni po katastrofie smoleńskiej publicznie ocenił, że „państwo zdało egzamin”.
Przy kontynuacji obecnej polityki Europę w obecnym kształcie czeka zagłada. O ile do niedawna muzułmanie nieśmiało tworzyli własne getta, to jeszcze kilka lat, a w co bardziej „postępowych” krajach rodowici Europejczycy będą się czuć bezpiecznie jedynie w rezerwatach. Jeśli polityczne elity wciąż nie dostrzegają zagrożenia pomimo narastającej fali arabskiego terroru, a jedyne co im spędza sen z powiek to widmo jakże niszczycielskiej nietolerancji, to słów brakuje by celnie oddać skretynienie tego towarzystwa.
http://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1186921314693471&id=530073700378239&substory_index=0