To są poniekąd różne sprawy. Mnie interesuje topos, czyli wątek, jak mówi się w literaturze, związany z "latającymi spodkami", a ściśle - z pojazdami o napędzie grawitacyjnym. Jest zbyt dużo materiałów odnośnie doświadczeń Niemców z tego rodzaju konstrukcjami, by je zupełnie pominąć. Tym bardziej, że w kategoriach fizyki takie pojazdy są możliwe. Ale ja mówię o toposie, wątku, niekoniecznie o faktach. Podchodzę do tematu jako historyk literatury i stwierdzam obecność motywu w bardzo licznych opracowaniach. Motyw ten koresponduje z jednej strony z ideą Wunderwaffe, z drugiej - z historiami na temat "Nowej Szwabii", na na Antarktydzie, starcia zbrojnego w roku 1947 z siłami amerykańskimi etc. Logicznie powiązany jest z tym wszystkim fakt ucieczki wielu dygnitarzy hitlerowskich do Argentyny. Ja - powtarzam - badam sposób kształtowania się pewnej fabuły. Jest ona wewnętrznie spójna, obszerna i w pewnym jej miejscu pojawiają się Police oraz Hydrierwerke.
Zupełnie czymś innym są "kosmiczne uzasadnienia" o tybetańskich kontaktach z obcą cywilizacja pochodzącą z planety w okolicach Aldebarana etc. Te mity rozsiewał - jak mi się zdaje - krąg związany z Heinrichem Himmlerem. To sobie spokojnie można między bajki włożyć.
Pozostaje sprawa faktów. Jest zasada, że nie ma dymu bez ognia. Jest "dym" i to duży, związany z opisanymi wyżej motywami. Do dziś pojawiają się - nie wiadomo ile warte - informacje o spotkaniach z "latającymi spodkami". A jeśli gdzieś natrafiono na niemiecką dokumentację (tudzież Niemców - naukowców) i ją przekształcono w konkret? Zanim powiemy: brednia - trzeba wykluczyć możliwość.
Jest faktem, że w polickiej fabryce istniała podziemna strefa produkcyjna. O tym, że podziemia i to wielokondygnacyjne istnieją - napisano już na tym forum (w tym wątku, dr. Kafar), piszą o tym ludzie na stronie p. Jakuba Matury, którzy w latach 70. XX w. próbowali te tereny penetrować. Podaje - Pan sam, panie Jakubie - informacje o próbach wpuszczania do kanałów zabarwionej wody, która nigdzie nie wypływała itd. A wreszcie bądź, co bądź historyk - Kristin Maronn - pisze w zakończeniu Kroniki Pölitz:
1945: Am Ostersonntag erhielt das Kraftwerk der Fabrik einen Volltreffer. Die Produktion war schon unterirdisch weitergelaufen. Das Ende des Werkes bedeutete das Ende der nunmehr fast völlig zerstörten Stadt.
1945: W niedzielę wielkanocną (1 kwietnia) celny strzał otrzymała fabryczna elektrownia.
Dalsza produkcja przebiegała już tylko pod ziemią. Koniec fabryki oznaczał koniec teraz już prawie zupełnie zniszczonego miasta.
Co z tego wynika? To, co napisano. Podziemia fabryki były dostosowane do celów produkcyjnych. A co tam produkowano? Może syntetyczne paliwa, może coś jeszcze, może coś innego. Do Peenemünde jest stąd niezbyt daleko. Kto wie z czym na pokładzie startowały samoloty transportowe z leśnego lotniska w pobliżu Tanowa? Może ogromne, siedmiometrowe obrabiarki, jakie były w Hydrierwerk, służyły i innym celom niż tylko obróbka rur? Z Hydrierwerke jest podobnie jak z twierdzą pod Darłowem (tam gdzie były te gigantyczne działa). Niewiele można się o eksperymentach dowiedzieć. Ludzie, którzy coś wiedzą - nie chcą mówić lub kłamią. Pozostali pracownicy, a już szczególnie pracownicy przymusowi do pewnych stref zakładu nie byli wpuszczani. Dlatego niewiele mogą opowiedzieć.
To, że Rosjanie nie eksploatowali podziemi o niczym nie świadczy. Być może dostęp był utrudniony (zwały żelbetu), być może były zalane przez nie dającą się wypompować (bo stale nadpływała) wodę.
I jeszcze jedno, na koniec. Ja mam skłonność do wiązania ze sobą rzeczy pozornie odległych. Sam Pan, panie Jakubie podniósł tu temat "oszczędzania" Hydrierwerke przez aliantów. Ja podrzuciłem potwierdzenie tropu w "Treibsand" H. Kliche. Ale w tejże pozycji jest jeszcze jedna ciekawostka: odnalezienie, w 1946 r. radionadajnika zamaskowanego w mieszkaniu głównego szefa zakładowej ochrony - esesmana Hummela. Znalezisko wywołało ogromne poruszenie wśród Niemców. Dla nich było jednoznaczne, że znosił się z aliantami.
Kolega "Bodek" napisał dzisiaj (w tym wątku), że jego zdaniem gdyby Hitler miał kilka miesięcy więcej czasu - wojna mogłaby mieć inny wynik. I bardzo prawdopodobne, że ma rację. Być może w ciągu 1944 roku wyprodukowano w Hydrierwerke coś, co kazało aliantom natychmiast zakończyć oszczędzanie obiektu i zniszczyć fabrykę. A zniszczono ją błyskawicznie. Kilkoma nalotami. Dobito trzema - w grudniu 1944, w styczniu i lutym 1945. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiono? Być może o czymś doniósł wspomniany wyżej SS-Sturmbannführer Hummel...