Nie ma dymu bez ognia. Znam kilka przekazów ustnych, dwa od mieszkańców, jeden od księdza. I jeden z literatury.
Wg ustnych informacji:
1. Wiek XX. Podobno istniało jakieś przejście wiodące ze środka wzgórza (teren starej, przedwojennej plebanii) w kierunku szkoły. A raczej schronu w jej pobliżu. Opowiadający utrzymywał, że jako młody chłopak wchodził do tego przejścia, było zawalone w połowie drogi. Podobno ktoś tam znalazł jakąś broń krótką (pistolet) w ściennej skrytce. Potwierdzić prawdziwości doniesienia nie umiem, ale nie jest to niemożliwe, chodziłoby o czas II wojny. Dziś śladów po mniemanym zejściu do tego korytarza nie ma - rozciąga się tu ogród otaczający plebanię. Niemniej sam pamiętam jakąś dziurę, jakby zasypaną piwnicę, istniejącą jeszcze na początku lat 90. XX w., o której mówiono, że jest to własnie wejście do lochu prowadzącego w kierunku schronu.
2. Czasy dawne - nowożytne. Starsza mieszkanka Jasienicy, jedna z pierwszych osadniczek, przybyła do tej miejscowości jako dziecko, opowiadała mi, że był jakiś podziemny korytarz, też ponoć zawalony, wiodący w kierunku zabudowań folwarcznych przy obecnej ul. Dworcowej, a wchodziło się doń z lewej strony kościelnej kruchty. Wejście miano zamurować w okresie przebudowy (lata 60. XX w.?). Coś w tym jest, bo obok północnej ściany kościoła jest - dziś nakryte kratą - pomieszczenie piwniczne. Jakieś piętro w dół. Nie schodziłem, ale ksiądz Zenon Borodo (poprzedni proboszcz, przed obecnym ks. Waldemarem Szczurowskim) utrzymywał, że był tam, ale nie wie w jakim celu wybudowano tę piwnicę i nie dostrzegł żadnych śladów przemurowań. Niemniej piwnica istnieje i można by ją zbadać.
3. Czasy bardzo dawne - średniowiecze. Podobno istniało wyjście z kościoła (a tym samym klasztoru, który ongiś był połączony ze świątynią liczącą pięć przęseł więcej, miała osiem, ma trzy) wiodące w kierunku południowo-wschodnim, nad Gunicę. Miała być to trasa ewakuacji mnichów w przypadku pożaru lub napadu. Rzecz możliwa, w średniowieczu stosowana. Wspomniany ks. Zenon Borodo podejrzewał, że wejście do tego lochu - przejścia może kryć się pod posadzką z lewej strony nawy. Posadzkę położył jego poprzednik na stanowisku proboszcza. Ksiądz Borodo jej nie rozkuwał, ale z pewnych informacji jakie otrzymał od pracujących wtedy robotników wywnioskował, co wywnioskował.
4. Informacje literackie - żródłowe i legendarne. Wiadomo, że przed XIX wiekiem ostatnią przebudowę kompleksu podjęła Elżbieta Brunszwicka (Elisabeth Christine Ulrike von Braunschweig-Wolfenbüttel, 1746-1840), która po rozwodzie z królem Fryderykiem Wilhelmem II Pruskim przebywała w Szczecinie i właśnie w Jasienicy, gdzie miała letnią rezydencję. Fakt przebudowy jest potwierdzony w źródłach. Legenda natomiast głosi, że miała wybudować tajemny podziemny korytarz, aby mógł ją dyskretnie odwiedzać kochanek. Możliwe? Możliwe, podobnie jak ewentualne wykorzystanie odkrytego w trakcie przebudowy, znacznie starszego przejścia w opisanym celu.
Sumując: bez dokadnych badań i to dobrym georadarem, metodami amatorskimi nie ustalimy niczego pewnego. Niemniej przedstawione wyżej informacje są uporczywie powtarzane i noszą cechy prawdopodobieństwa. Być może mamy do czynienia z jakąś konstrukcją z okresu budowy kościoła i klasztoru (od początku XIV wieku), później odkrytą i ewentualnie modyfikowaną. Mogła to być od początku zaplanowana podziemna droga ewakuacyjna, nie tylko nad Gunicę, ale i w kierunku północno-zachodnim. Należy pamiętać, że średniowieczne opactwo wybudowano z rozmachem, kościół był dwa i pół raza większy (dłuższy) od obecnego, nie miał też wieży, obecnej kruchty i prezbiterium. Nie wiemy, czy do wnętrza był dostęp inaczej niż przez wejście z klasztoru.
Ryciny sprzed sekularyzacji (1535) nie istnieją, zrujnowaną m.in. przez wojnę trzydziestoletnią, światynię przebudowano w 1735 roku, likwidując pięć przęseł od wschodu i w miejscu monumentalnego kościoła klasztornego pozostał niewielki, obecny kościółek, z ryglową wieżą. W XIX wieku (1858) dobudowano prezbiterium i kruchtę. W latach 70. XX w. obie konstrukcje (wieża + kruchta) zostały ponownie przebudowane, zbieg okoliczności (błędy ludzkie) sprawił, że zniszczono barokowe zwieńczenie wieży, znane z przedwojennych pocztówek, obecna wieża przypomina bardziej strażnicę remizy strażackiej niż ozdobę świątyni.
Wróćmy jednak do lochów, czy podziemi. Warto zauważyć, że klasztorny i poklasztorny obiekt nie był niczym, poza własną konstrukcją, chroniony. Bogate (z czasem) opactwo nie miało zewnętrznych murów, obiekt był otwarty. Był usytuowany na (ongiś) dosyć wysokim wzgórzu, oblanym od wschodu wodą, ale łatwo dostępny. Co prawda w czasach Księstwa regularne oblężenie mu nie groziło, ale już nocny napad rycerzy - rabusiów - jak najbardziej. I wtedy trzeba było salwować się ucieczką i wezwać pomoc. Sensowność istnienia podziemnych przejść była uzasadniona. Dlatego w przytoczonych przekazach może być więcej prawdy niż nam się obecnie wydaje.