Żyjemy w groteskowych czasach. Ciągle ktoś jest pomawiany, odsądzany od czci i wiary, zatrzymywany, aresztowany itd. ponieważ niszczenie przeciwników i konkurentów za pomocą wszelkich metod stało się polską normą i obyczajem. Niniejszy wątek nie jest polityczny, lecz historyczny, niemniej trudno uciec od powyższych skojarzeń.
Mamy tylko jednego oskarżyciela w osobie Jagodzińskiego, który z sobie znanych powodów umieścił Kaczyńskiego praktycznie "po drugiej stronie". Ciekawe, że późno go zaczął oskarżać, długo po śmierci oskarżanego i jeszcze dłużej od zakończenia wojny. Wszak powinien, skoro miał dowody, zrelacjonować te zagadnienia komisji badającej zbrodnie hitlerowskie w Polsce, ba, nawet doprowadzić do procesu i skazania. Wtedy, gdy istniały szanse na relację innych świadków. O ile wiem - tego nie uczynił. A był czas, pod koniec lat 60. XX wieku, kiedy Außenlager stał się przedmiotem szerszego, oficjalnego zainteresowania. O ile pamiętam z tego okresu pochodzą np. zeznania E. Bojki i innych. Kaczyński w tym czasie już nie żył (zmarl w 1963) i gdyby padły jakiekolwiek oskarżenia nie mógłby im zaprzeczyć, ani przed nimi się bronić. Ale nie padły.
W obiegu źródłowym funkcjonuje jedynie znacznie później opublikowana wersja Jagodzińskiego.Wypada postawić sobie inne pytanie: a co my o Józefie Jagodzińskim (1905 - 2002) wiemy? Obóz przeżył, dobrze znając niemiecki. A jak go przeżył? Kim był? Jak postępował? Tego już nikt nie badał. Skąd miał takie szczegółowe informacje o numerach więźniów, datach i innych okolicznościach? Po latach takie dane się zacierają w pamięci, u niego się nie zatarły. Fenomen?
Nie chcę podważać prawości J. Jagodzińskiego, bo nie mam żadnych po temu podstaw, pokazuję tylko, że podejście do tematu można odwrócić. Równie dobrą jest hipoteza, że Jagodziński prowadzil np. jakieś niecne działania i został zablokowany przez Kaczyńskiego, za co poprzysiągł mu zemstę, którą po latach zrealizował. Niemożliwe? Wszystko jest możliwe.
Nie zgadzam się również z wątpliwościami, czy określeniem "dysonans" w odniesieniu do zatrudnienia Kaczyńskiego w administracji polskiej służby zdrowia zaledwie w dwa tygodnie po powrocie z niewoli. To były szczególne okoliczności. Po pierwsze nikt nikogo z byłych więźniów do sanatorium nie wysyłał, po drugie - każdy fachowiec był w tym momencie na wagę złota. A Kaczyński fachowcem niewątpliwie był. Fakt ten jednak przemawia na jego korzyść. Czy gdyby Kaczyński był "czarną postacią" naprawdę nikt z ocalonych współtowarzyszy niedoli by o tym nikomu nie doniósł? Mało prawdopodobne.
Za mało mamy (i pewnie więcej mieć nie będziemy) źródłowych przesłanek, by po 53 latach od śmierci Kaczyńskiego ferować wyroki na temat zdarzeń sprzed 73 - 74 lat. Tylko dlatego, że jednemu ze współwięźniów doktór się nie podobał. Sądzę, że przytoczony Paweł Knap, który historykiem jest rzetelnym, przedstawił kompletną wiedzę jaką możemy współcześnie wykorzystywać. I chyba na tych ustaleniach należy poprzestać.