To co podałeś
bydy to jedynie droga, którą przebywa auto bez hamowania a nie droga hamowania pojazdu. Także przy 40km/h samochód przejedzie jeszcze około 11,11 metra po tym jak kierowca zobaczy przeszkodę bo:
-obraz z oka musi dotrzeć do mózgu (ale tego nie policzono bo to nie czas reakcji, tutaj świadomie jeszcze nie zdajemy sobie sprawy z zagrożenia),
-mózg przetwarza obraz i analizuje go (tu zaczynamy odliczać czas),
-mózg decyduje o właściwej reakcji i "wysyła komunikat" do mięśni w jaki sposób mają zareagować,
-komunikat dociera do mięśni, zaczyna się ich praca,
-dopiero w tym momencie mamy reakcję auta -> ciśnienie w układzie hamulcowym rośnie,
-ciśnienie jest już na tyle duże, że klocki/szczęki rozpoczynają zwalniać auto.
To co wyżej opisałem to owa jedna sekunda, w tej sekundzie auto przejeżdża:
8,33metra przy 30km/h
11,11m przy 40 km/h,
13,89m przy 50 km/h,
19,44m przy 70 km/h
27,84m przy 100 km/h
Wartości należy traktować w przybliżeniu, ludzie różnie oceniają sytuację, mają różny refleks/kondycję - czynników jest masa.
Potrek stwierdził, że auto z 40km/h zatrzymuje się praktycznie w miejscu - czy to znaczy, że jeśli Ty będziesz jechał 40km/h a ja wyskoczę Ci 5m przed maską to się zatrzymasz?
Kolego
potrek, test, który proponujesz sprawdza drogę hamowania pojazdu. Nie ma nic wspólnego z sytuacją gdy na drogę przed Tobą wtargnie osoba bo nie jesteś (tak jak przy teście) gotowy do hamowania. Jedziesz - masz nogę na gazie. Dodaj do tego "zatrzymania się w miejscu" ponad 10m na reakcję kierowcy + samochodu + dopiero drogę hamowania. Nic nie zatrzymuje się w miejscu. Tu masz część czynników, które wpływają na drogę hamowania:
-masa auta
-czas reakcji kierowcy
-stan techniczny amortyzatorów
-stan płynu hamulcowego (także jego wiek, nie tylko prawidłowa ilość),
-stan układu hamulcowego (klocki, tarcze, przewody, cylinderki...),
-bieżnik na oponie
-szerokość opony
-warunki pogodowe
-itd.
Ktoś kto wchodzi pod auto i je widzi, wierzy że auto ma nieskończenie małą masę i stan techniczny świeżo po wyjeździe z fabryki a kierowca ma reakcje szybsze niż zawodnicy F1.
Pamiętaj, jeśli Ty widzisz auto to nie znaczy, że kierowca tego auta widzi Ciebie. Ty widzisz auto, bo ma światła (Ty nie masz nie widać Cię). To tak jak z każdym źródłem światła. Aparat robi zdjęcie z fleszem w ciemności, aparat oświetli sobie promień np. 5m od lampy. Tyle widać na zdjęciu. Ktoś kto stoi 30m przed aparatem nie jest widoczny na tym zdjęciu mimo iż widział on światło lampy błyskowej. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność (np. latarnia morska i statek).
Auto dodatkowo słychać -> Twojego stania w miejscu nie słychać, nawet jeśli stawiasz kroki to kierowca nie może tego usłyszeć (chyba że nie chodzą mu nawiewy, ma elektryczny silnik, wszystkie okna otwarte na max, opony bezszelestne, nie ma włączonego radia, wycieraczek, nie pada deszcz, nie ma w pobliżu żadnego źródła dźwięku głośniejszego od Twoich kroków - takie warunki są na chwilę obecną nieosiągalne/niemożliwe).
Tak naprawdę tu w tych tematach o wypadkach gdzieś wypowiadał się Pan Wojtek Dudek (jeśli przekręciłem to przepraszam). Mówi on coś, bardzo zresztą mądrego, czego ani kierowcy, ani piesi nie chcą słuchać. Bezpieczeństwo zależy oczywiście od wielu czynników, od oświetlenia na które wszyscy narzekają też. Ale jeśli chociaż jedna ze stron zachowa trzeźwe myślenie to zazwyczaj uda się uniknąć wypadku. Zasada ograniczonego zaufania.
Wszyscy krzyczą na kierowców, tylko dlatego, że z takiego zdarzenia to kierowca wychodzi "zwycięsko". Tylko co to za zwycięstwo jak ma się na sumieniu człowieka i problemy z prawem i uszkodzony samochód i mandat i punkty i stracony czas i nerwy i...?
Gdy jestem pieszym nie wbiegam pod auta, wręcz przepuszczam auta i gdzieś mam to czy pada czy niosę coś ciężkiego, a jeśli się spieszę to wolę i tak poczekać przed jezdnią niż sprawdzić czy zmieszczę się między Daewoo a Audi (niektórzy przechodnie uwielbiają ten "sport"). Zasada ograniczonego zaufania - nie przechodzę przed autem jeśli nie wiem czy kierowca mnie widzi. Czekam, albo się zatrzyma i mnie przepuści, albo przejedzie i przejdę spokojnie. Niektórzy natomiast zbliżając się do jezdni mają w głowach "zatrzyma się - to jego obowiązek". Może i obowiązek tak, ale auto nie zatrzymuje się w miejscu a kierowca może Cię najzwyczajniej nie widzieć (przykładowo oślepiony przez auto jadące z naprzeciwka).
Jestem też kierowcą i wiem, że przechodnia ciężko dostrzec. Po zmroku przechodzień ubrany na czarno/szaro jest praktycznie niewidoczny. Ubrany na czerwono czy biało przy braku oświetlenia też jest widoczny dopiero w ostatniej chwili - sylwetka człowieka "tonie" w krajobrazie odblaskowych pasów rysowanych na ulicy, przy braku światła to najczęściej one są najlepiej widoczne dla kierowcy. Narzekacie na słabe oświetlenie. A sam przechodzień może zadbać o swoje bezpieczeństwo:
-używając mózgu
-nosząc odblaski (zalecane dla dzieci, które często nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa ze względu na wiek).
Dwie proste zasady. Zwracam się do przechodniów, bo mimo wszystko więcej nieodpowiedzialnych reakcji widzę u przechodniów (i jako przechodzień i jako kierowca), nie pakujcie się pod auta, poczekajcie 5minut, minutę a może 10 sekund i przejdźcie bezpiecznie. Wróćcie do rodzin cali. Trochę później, ale żyjący.
Natomiast apel do kierowców był już wygłaszany wielokrotnie, ale warto tu wspomnieć o też kilku prostych zasadach:
-nie korzystajcie z telefonu w trakcie jazdy (sms/dzownienie),
-zwolniejcie w terenie zabudowanym,
-dostosujcie prędkość do warunków jazdy,
-nie ufajcie innym uczestnikom ruchu (kierowcom i pieszym),
-jeździjcie tylko spranym autem,
-zapewnijcie sobie odpowiednie warunki do jazdy przed jazdą (pasy, lusterka, fotel, kierownica, radio, odparowane/odśnieżone wszystkie szyby, zestaw głośnomówiący, brak luźnych przedmiotów pod nogami...).
Będzie lepiej - tylko nie zganiajmy tej serii wypadków tylko na lampy bo to nie lampy wtargnęły pod jadące auto czy rozmawiały przez telefon w trakcie jazdy. Mamy teraz jedne z najkrótszych dni w roku i łatwiej o nieszczęście.