(...) na Wydziałach próbuje się "przekonać" pracowników do czego innego. Np wykorzystania urlopu do końca roku, choć kodeks mówi że można go wykorzystać do końca września następującego roku, albo że niby nie ma możliwości przenoszenia urlopów, choć i to nie jest to prawdą. (...)
Bo można go wykorzystać do końca września następnego roku. Całe to ciśnienie na branie urlopów teraz spowodowane jest tym, że pracodawca musi tworzyć rezerwy na wynagrodzenia związane z niewykorzystanym należnym urlopem. W praktyce wygląda to tak, że musi odkładać kasę, która bezproduktywnie leży. Jeżeli ludzie biorą urlopy to można te rezerwy odblokować i przeznaczyć zwolnione środki np. na premie świąteczne, doładowania, paczki itp. Jeśli ktoś się uprze, że chce urlop w następnym roku to raczej problemu nie będzie.
Do do sprawy zostania prezesem/dyrektorem, to generalizując można powiedzieć, że są trzy grupy ludzi:
Pierwsza grupa "odwala" swoje za pensję którą dostaje i są zadowoleni. Żadnego stresu, żadnych problemów.
Druga grupa robi swoje plus angażuje się w projekty, zgłasza swoje inicjatywy itp i cieszy się, że są potrzebni.
Trzecia grupa robi to co grupa druga, ale na koniec ma odwagę pójść wyżej i powiedzieć "zrobiłem to i to, usprawniłem tamto, dawajcie podwyżkę". A jak nie dostaną podwyżki to idą jeszcze wyżej, wg filozofii "jak nie drzwiami to oknem".
Jak myślicie, która grupa awansuje, zostaje kierownikami, dyrektorami i prezesami?
Jasne, poparcie polityczne pomaga, znajomości i rodzina też, ale to nie jest jedyna droga. Jak dobrze poszukacie to możecie w necie znaleźć CV naszych dyrektorów i prezesów, popatrzcie sobie na przebieg ich kariery zawodowej oraz projekty w których brali udział. Znaczna cześć z nich zaczynała od najniższych stanowisk na zakładach.
PS. Gdzie podziały się stare dobre czasy, kiedy bliźniemu do miski zaglądało się tylko po to, by upewnić się, że niczego mu nie brakuje?