Co do chlebów - nieopłacalny biznes, zysk na bochenku to 10 groszy, szkoda zachodu.
Po pierwsze - powiedz to piekarzom. Po drugie - komu szkoda, tego strata.
W przypadku tego typu biznesu, nie działa zasada zarabiania na obrocie - czyli ceny trzeba śrubować.
Działa, tylko zależność nie jest liniowa (zresztą nigdzie nie jest). A ceny trzeba wypośrodkowywać. Odpowiednią regułę podał Beobachter: "dużo lepsze, trochę droższe".
Bo zarabiać na własnej działalności 2-3k na czysto, to lepiej siedzieć na bezrobotnym,
A tym tekstem definitywnie mnie przekonałeś, że głosowania na Nową Prawicę nie warto nawet rozważać.
Podsumowując: mam nadzieję, że coś się z tego pomysłu urodzi, niezależnie od tego, czy będzie to sklep z wiejskim jedzeniem (prawdziwym, a nie certyfikowanym), spółdzielnia czy tylko klub smakosza.
W ramach badania rynku dla zainteresowanego: na wprowadzenie na stałe do jadłospisu szynki po 50 zł/kg mnie nie stać, kupię okazyjnie. Takiej po 100 zł/kg nie kupię w ogóle, sam sobie uwędzę. Natomiast przy cenie rzędu 30 zł/kg całkowicie zrezygnuję na jej rzecz z wyrobów wędlinopodobnych.
Prawdziwy chleb na zakwasie po 4-5 zł za kilogramowy bochenek będę kupował zamiast codziennego (ok. 2 zł bochenek, mniejszy), po 6-8 zł kupię raz w tygodniu albo rzadziej (innym razem kupię zwykły, jeszcze innym - sam upiekę).