Nie chcę wyceniać niemieckich katolików i protestantów. Zgadzam się jednak z tezą, że tworzenie dobrosąsiedzkich stosunków z "twardymi, protestanckimi Prusakami" jest trudniejsze niż nawiązywanie ściślejszych relacji z mieszkańcami południa, Nadrenii czy Palatynatu. Ale właśnie dlatego ta z trudem budowana przyjaźń (przy obustronnej woli) jest czymś bardzo cennym. Trzeba również pamiętać o piętnie DDR. Ono silnie uszkodziło niemiecką duszę. Ale i to się daje pokonać.
W sferze duchowej Niemcy szukają u nas historycznych usprawiedliwień, innego spojrzenia np. na rodzinę i podstawowe wartości, a generalnie - fundamentu nadziei na wspólną, pokojową przyszłość. Skutki II wojny to było dla tego narodu straszne doświadczenie. Wiadomo, sami chcieli, lecz trauma trwa do dziś. Myślę (na mocy doświadczeń), że u naszych sąsiadów Polacy (mówimy o godnych miana) zyskują coraz większy szacunek.
PS Dla b.b., bo post był odpowiedzią dla speedbaxa. Postawmy sprawę inaczej: a może to Unia czegoś od nas potrzebuje? Również w sferze wartości. Bo zaczyna wyglądać, że stare kraje się gubią.