Praktycznie zawsze jest tak, że polityk posiadający jakąś ideę, jest przez polską opinię publiczną marginalizowany. W Polsce najlepiej być na maxa ugrzecznionym, bezpłciowym i bezideowym politykiem, bo tylko to jest gwarancją powolnego spadku poparcia . Przykłady? Z jednej strony: Kwaśniewski, Komorowski, Pawlak, a z drugiej strony: Kaczyńscy, Korwin-Mikke, Jurek.
Trochę to smutne.
Wystarczy zejść na ziemię i smutek znika. Z ziemi widać, że spośród wymienionych "ideowców" idee to ma może Korwin-Mikke, kłopot w tym, że nierealne. W przypadku pozostałych można mówić najwyżej o idee fixe.
Wartość słów ze sztandarów Kaczyńskiego doskonale pokazał 7 kwietnia sekator w wątku "Chcieliście PO, to macie". Co do Jurka - młody jesteś, więc nie pamiętasz, ale jeszcze w czasach, gdy ZChN był liczącą się siłą, niejaki Adam Zadworny zrobił w Wigilię wycieczkę po domach polityków, jako ubogi bezdomny, dla którego nasza tradycja nakazuje mieć w ten dzień zarezerwowane miejsce przy stole. Pogonili go wszyscy (wliczając superchrześcijan) z wyjątkiem... Piechoty. Daleki jestem od wyciągania na tej podstawie wniosków na temat charakteru pana Jacka - może po prostu okazał się inteligentniejszy od innych i wyczuł podpuchę. Ale wnioski na temat pozostałych wyciągnąć można. Jurek jest właśnie z tego chowu.
Z ziemi widać też, że "bezideowy" Kwaśniewski był dobrym prezydentem i nie bez powodu zaliczył dwie kadencje. Widać, że Komorowski jest lepszy od poprzednika - miewa wpadki, ale nie ma kompleksów (a przynajmniej nie okazuje tego w polityce), w przeciwieństwie do Kaczyńskiego, który potrafił zrywać międzynarodowe rozmowy, bo w jakiejś niemieckiej gadzinówce źle o nim napisali. I widać też, że bezpłciowy Waldemar lepszy niż histeryczny Jarosław, bo na pewno nie podpali Polski, byle tylko władzę zdobyć.