Robert od wielu lat brał czynny udział w rajdach, często w kraju, gdzie jeździł "zerówką". Można było zobaczyć jego możliwości, ma niesamowity talent, którego rozwijanie w dwóch dyscyplinach nie było możliwe ze względów czasowych i finansowych. Niedzielny wypadek spowodował prawdopodobnie drobny błąd Roberta. Mogło się zdarzyć, tutaj takie wypadki są naturalnie wliczane. Auta klasy S2000 są lekkie i piekielnie szybkie. Na asfalcie, szczególnie o różnej przyczepności (suchy/mokry) moment wyłamania przebiega raptownie i jest bardzo trudny do opanowania. Wielu kierowców jeżdżących rajdówkami w klasie WRC ma wielki respekt przed tym sprzętem. Jak słusznie zauważył Denver, to że Robert jechał i zaliczył "dzwona" nie jest problemem. Problemem jest banda, która by spełnić swoją rolę nie powinna się wypinać i ciąć auta na pół. Szczęście w nieszczęściu, że to się tylko tak skończyło. Pilotowi chwilowo lekko przysiadła psycha, ale jak Go znamy, również powinien się pozbierać. Mimo wszystko życzę Robertowi, by wrócił za kółko, podobno wyliże się z tego. Trzymajmy za Niego kciuki.