W sobotę wybrałem się rodziną z Polic nad morze. Międzyzdroje zdobyliśmy po 4 godzinach jazdy krajową Trójką. A wszystko przez wypadek na odcinku ekspresówki pomiędzy wjazdem z Kijewa a wjazdem z Dąbia. Setki samochodów uwięzionych na tym odcinku w związku z brakiem jakiegokolwiek zjazdu. Owszem, wypadki się zdarzają i korki też, ale to, co zobaczyłem w polskim wykonaniu, przeraziło mnie. Zdecydowana większość kierowców nie potrafi funkcjonować w korkach.
1. Żaden z samochodów zwalniających z przodu nie włączył świateł awaryjnych sygnalizując korek przed sobą (wiadomo, że polscy kierowcy w ten sposób dziękują sobie za wpuszczenie w ciąg samochodów). A taki prosty gest zapobiegłby wielu gwałtownym hamowaniom, które widziałem i słyszałem przed i za sobą.
2. Samochody z rejestracjami z południa Polski (rozumiem, że kierowcy zmęczeni kilkugodzinną jazdą) zaparkowali wiele swoich aut na pseudo pasie awaryjnym i poszli do lasu odpocząć, powodując tym samym, że lawety jadące do wypadku stały w korku z wszystkimi innymi.
3. Panie -najczęściej pasażerki samochodów- ze swoimi dziećmi i psami urządzały sobie przechadzki wzdłuż wlekących się pojazdów stając się ruchomym celem dla motocyklistów jadących pomiędzy rzędami aut.
4. Panowie - najczęściej kierowcy, wychodzili ze swoich aut, stawali na barierkach ochronnych, żeby ocenić jak długi jest korek przed nimi. Jak by to cokolwiek mogło przyspieszyć ruch.
Z taką kulturą, albo inaczej mówiąc, z takim brakiem znajomości podstaw zachowania się na drodze korek przeciągał się w nieskończoność. Cud, że żaden ze spacerowiczów nie został potrącony przez inne auto, a lawety w końcu dojechały na miejsce. A mogłoby to trwać znacznie krócej. I nie dziwię się teraz jednemu europosłowi który cofał sobie na autostradzie w Niemczech budząc zgrozę wśród innych kierowców i zarządzających ruchem. On poprostu nie wiedział że łamie przepisy.
P.S. Do tych wszystkich, którzy zaraz zaczną się czepiać, że się wymądrzam: spytajcie tych co robią chociaż 5000 kilometów miesięcznie czy nie mam racji.