"Jurgenson" - przestań wyłącznie "dokładać" i to komukolwiek. jak nie swoim ulubieńcom z gminy - to chociaż "kubie". Jednak (mimo wszystko) z Tobą daje się rozmawiać, bo wiesz o czym mówisz. Ze "szkutnikiem" się nie dawało. On po prostu rżnął "wuja z Ameryki" lub nawet nim był, lecz nie znał niuansów Polic. Tu trzeba być, znać ludzi, okoliczności, rozmawiać, mieć kolegów, nawet układy, bywać w polickich sklepach, knajpkach i zakładach usługowych, pracować lub mieć inne związki z Zakładami - w sumie: jakoś się z Policami utożsamiać.
Na tym forum dyskutowano już o sprawach wielkich, o sprawach ważnych, o sprawach ubocznych lub będących pasją hobbystów (np. dział historyczny), zawsze jednak o sprawach polickich. "Szkutnik" tego nie czuł, bo czuć nie mógł, jego związki z Policami były nominalne, a nie prawdziwe. Ja też urodziłem się gdzie indziej ("szkutnik" dobrze wyczuł, w Warszawie) i co z tego? Co ja wiem o Warszawie, mieszkałem tam parę lat w dzieciństwie?
Potem mieszkałem 30 lat w Łodzi. I też cóż z tego? Dziś pamiętam (o tyle, o ile, sprawdziłem niedawno, w grudniu) układ ulic. Żadnej relacji nie mam. poza kontaktem z rodziną.
W Policach (i okolicach) funkcjonuję, dość aktywnie, nie powiem, ćwierć wieku. Byłem kiedy tu trwały w najlepsze "czasy komuny". Cokolwiek wiem, znam nieprawdopodobnie wielu ludzi. Mogę mieć rację, mogę nie mieć, ale na moich oczach i przy moim - większym lub mniejszym udziale - stawała się policka "nowa Polska". Tak jak na oczach wielu wypowiadających się, a mnie znanych, na tym forum.
A "szkutnik"? Jak już rzekłem - nie był stąd. Tak, jak ja nie jestem z wspomnianych Warszawy czy Łodzi. Było, minęło. Lecz on, przez pamięć odległej przeszłości, nagle poczuł misję by nas, biedaczków, prowincjuszy - poprawiać. Nie dziw się więc, że skończył, jak skończył, był wielokrotnie upominany, aby zmienił podejście do spraw i ludzi. Nie zmienił. No to go nie ma i koniec. I dobrze, bo naprawdę "zakłócał atmosferę"!