Po przeczytaniu burzliwych wielu wypowiedzi chciałbym przedstawić swoją historię, która zapewne nic nie wniesie nowego ale..
Jak każdy czekam również na polepszenie warunków płacowych jak i stanu zakładu w którym chciałbym jednak pracować jak najdłużej. Zapewne w ocenie wielu z Was wyszło by że nie zarabiam mało więc dlaczego czekam na podwyżki, zmiany na lepsze? A dlaczego nie? Każdy ma życie, swoje zobowiązania czy poziom życia na który ciężko pracował.. nie ważne czy zarabia 3, 8, czy 10tys miesięcznie. Nikomu nie wyliczam, nikomu nie żałuję. Sytuacja w kraju pogorszyła warunki bytowe każdego z nas.. Lawinowy wzrost rat kredytów, opłat zmusza jednak do działań. Zamiast czekać postanowiłem spróbować samemu coś zmienić. Wystąpiłem o podwyżkę indywidualną w wysokości "strat" inflacyjnych. Napisałem wprost, nie chce więcej.. chce a raczej proszę o podwyżkę % równa inflacji by żyć na tym poziomie co rok temu. Nie chce odchodzić choć koledzy z wydziału po prostu muszą w poszukiwaniu lepszych warunków aby utrzymać rodziny. Niestety po przejściu różnych ścieżek, rozmów, również nie otrzymałem podwyżki i zmuszony jestem do poszukiwań pracy u konkurencji.. zmuszony ? Właśnie tak, po prostu moje wynagrodzenie obecnie ledwo wystarcza na wszelkie zobowiązania miesieczne. Czy tak powinno być? Po ponad 25latach pracy? Pozwalać "uciekać" pracownikom z doświadczeniem. Moim zdaniem to nie jest kwestia rozmów związków i podwyżkach ale rozmów o całkowitej zmianie wynagrodzenia w Zakładzie począwszy od pensji podstawowej, wprowadzenia wysługi czy po prostu utrzymanie zatrudnienia w zakładzie a przede wszystkim zatrzymania doświadczonej kadry której masowo zaczyna brakować a warunki płacowe nie zachęcają do podjęcia pracy w zakładzie. Sam szukam 2 tydzień alternatywy i powiem otwarcie - 25 lat temu ciężko było się dostać do pracy w Zch.Police a dziś u konkurencji otrzymuje o wiele lepsze warunki płacowe. Inną kwestią jest stan zakładu - z roku na rok zmierzający do upadku. Ludzie dosłownie zaczynają się bać pracować na instalacjach, zmuszeni są do odmawiania podejmowania czynności a brak doświadczonej kadry sprawia że mało kto walczy o budżet remontowy. Kierownicy boją się mówić że nie dadzą sobie rady bo z reszta każdy może się domyślić. Kilkanaście lat temu przy masowych zwolnieniach ludzie nie radząc sobie psychicznie, odbierali sobie zycie- dziś historia może się powtórzyć. Co ma zrobić osoba której brakuje kilka lat do emerytury a pensja nie wystarcza na życie? ludzie mimo wieku 50-60 lat nadal mają kredyty, ogromne opłaty co miesiąc a wielu z nich pomaga jeszcze dzieciom które również mają kredyty ale "świeże" więc z kosmicznymi wielkościami rat ? Przykre. Niegdyś firma z tradycjami, rodzinna w której pracował jeszcze mój dziadek, ojciec.. która ludzi dziś mam wrażenie traktuje jako byle najtańsza siłę roboczą. Bo nie ma ludzi nie zastąpionych, niech ludzie sobie idą zatrudnimy kogoś "tańszego" na 3 miesiące a najwyżej jak ktoś odejdzie to kolejnego.. byle taniej byle. przetrwać. Szkoda. Wielka. szkoda ludzi, zakładu.. historii. Ludzie zaczynają głośno mówić że chyba naprawdę musi się wydarzyć tragedia wynikająca z braku ludzi, stanu instalacji.. tragedia nagłośniona w mediach aby zakład wrócił na dawne tory. Przykre ale prawdziwe. A najbardziej przykre jest to że każdy liczy na Panią Anię która chciała by dobrze jak każdy ale niestety jest również tylko jednostką jak każdy.. jednym głosem spośród wszystkich więc co mogę polecić to niech każdy spróbuje walczyć o siebie-może kilkadziesiąt-kikaset głosów coś zmieni. Niech drzwi się związków się nie zamykają, a osoby decyzyjne czują "oddech" ludzi potrzebujących pomocy. Bo dziś to już nie są chciejstwa podwyżek dziś to jest być albo nie być dla wielu ludzi.