Żyjemy w mediokracji.
Dziś prawdziwą władzę ma nie ten, kto wygrywa wybory, ale ten, kto kontroluje media. Dobitnie o tym świadczy choćby trwający obecnie spór o Trybunał Konstytucyjny.
Afera wybuchła zaraz po tym, gdy nowa władza – niewygodna dla wielu wpływowych środowisk - dokonała „skoku na trybunał”, o czym wrzeszczały żółte paski i wydania specjalne w stacjach telewizyjnych oraz pierwsze strony opiniotwórczych gazet. Bombardowania wciąż jeszcze nie ma końca, podobnie jak propagowania rzekomo oddolnie stworzonego „komitetu obrony demokracji”. Dominuje jeden przekaz: nowy rząd podniósł rękę na ład konstytucyjny i zagraża naszej demokracji. Całą swoją powagą potwierdzają to największe autorytety, obiektywni publicyści i dopiero co przepędzeni przez naród politycy SLD, Ruchu Palikota oraz skompromitowani działacze spod znaku PO i PSL-u.
Trwające właśnie szczucie warto jednak zestawić z niczym niezmąconą medialną ciszą panującą wówczas, gdy najpierw dwa dni po niespodziewanej klęsce Bronisława Komorowskiego, a następnie tuż przed prognozowaną porażką Platformy ówczesna władza dokonała niekonstytucyjnych zmian w prawie, mających na celu wieloletnie zawłaszczenie trybunału. Spory w tym udział mieli zresztą sami sędziowie, którzy konsultowali, a nawet tworzyli niektóre przepisy. Skądinąd wiele to mówi o ich profesjonalizmie, jeśli sami je potem w orzeczeniu uznali za sprzeczne z prawem.
Żadne media wówczas nie grzmiały o zamachu na demokrację. Zaspały też autorytety. Zabrakło czujności w redakcjach „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, „Faktów TVN” czy też „Wiadomości” w TVP. Panowie Lis i Kuźniar nie wylewali wiadra pomyj, pomstując na zamachowców i grabarzy demokracji. Sprawę w zasadzie przemilczano, uznając, że opinia publiczna nie jest godna, by ją informować o takich błahostkach.
Rola Trybunału Konstytucyjnego jest w naszym państwie niezwykle istotna. Tyle, że w składzie platformerskim mandat do dalszego funkcjonowania ostatecznie stracił on jedną niepozorną akcją. Gdy miały się rozstrzygnąć losy ustawy dotyczącej nacjonalizacji naszych emerytur (czyli grabieży odłożonych przez nas 150 mld złotych) przygotowanej przez rząd PO-PSL, trybunał wystąpił do ministerstwa finansów z zapytaniem o potencjalne skutki zawetowania zaskarżonej ustawy. Zamiast strażnika konstytucji przyjął tym samym rolę strażnika budżetu. Powziąwszy informację, że ustawa jest jedynym ratunkiem dla zrujnowanych finansów publicznych w wyniku szaleńczych rządów Rostowskiego i Tuska, klepnął ją, nie zważając na aspekty prawne. Jak to się ma do powtarzanych ostatnio frazesów o trybunale jako niezłomnym strażniku naszych praw i konstytucji?
Co więcej, jest to ciało stricte polityczne. Sędziowie wybierani są przez posłów, a ci nie wysyłają tam przypadkowych osób. Trybunał w takim kształcie jest władzą bardziej ustawodawczą, aniżeli sądowniczą. I może on zarówno przepychać kolanem prawnie wątpliwe ustawy autorstwa swoich sejmowych przyjaciół (jak było z OFE), jak i blokować ustawy zgodne z prawem, ale przesłane przez politycznych przeciwników (jak byłoby na przykład przy próbie przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego).
Skąd więc cały ten hałas? Wpisuje się on w szerszą nagonkę na nowy rząd, który zaledwie w kilka dni po jego powołaniu zaczął zbierać medialny łomot. Celem jest zohydzenie nowo wybranej władzy, a najchętniej doprowadzenie do skrócenia jej kadencji i jak najszybsze przywrócenie starego porządku. Porządku, w którym od dwudziestu sześciu lat naszym kosztem dorabiają się wybrane grupy: szemrani biznesmeni, medialni oligarchowie, dziennikarskie hieny i inni wszelkiej maści beneficjenci zblatowani z władzami na każdym szczeblu – od sołtysa po ministra.
To dlatego słyszeliśmy niekończący się lament o cenzurze w teatrze, choć w tym celu posłużono się zwykłą prowokacją. Czy niegdyś tyle samo czasu poświęcono w mediach planom wprowadzenia przez ekipę Tuska rzeczywistej, a nie wydumanej, cenzury do Internetu? Gdyby nie wielotysięczne demonstracje przeciwko ACTA, które przelały się wtedy przez całą Polskę, być może nikt by się o tym nawet nie zająknął. A skala problemu, z całym szacunkiem dla wrocławskiego teatru i garstki jego widzów, była wówczas ciut większa.
To dlatego również podniósł się krzyk o nocnym skoku na służby. Nie szkodzi, że ich szefowie podali się sami do dymisji. Tak podany news nie wywarłby przecież oczekiwanego wrażenia. Potrzebny był raban. Podobnie jak przy zmianach w zarządach spółek skarbu państwa. Mimo iż odbywają się one przy każdej zmianie rządu, to tym razem należało zaalarmować opinię publiczną. Nie inaczej będzie z telewizją publiczną. Otóż skok na nią nastąpi dopiero teraz. Przez ostatnie osiem lat była przecież bastionem dziennikarskiej bezstronności i apolityczności.
Maintreamowe media ujadają wyłącznie z jednego powodu – walczą o swój byt. „Gazeta Wyborcza” już wie, że kończy się wieloletnie eldorado. Rządowe dotacje w postaci wysokopłatnych ogłoszeń i obowiązkowej prenumeraty w każdym urzędzie i państwowej spółce mogą wkrótce wyschnąć. Redakcję czeka zaciskanie pasa. Jej największe gwiazdy psuedopublicystyki będą zmuszone pisać za grosze lub szukać innego pracodawcy. Rzecz dotąd niewyobrażalna!
Podobnie niewyobrażalny jeszcze niedawno dla Tomasza Lisa był rozwód z telewizją publiczną, zapewniającą mu rokroczne dochody na poziomie niemałego powiatu. Gorycz, jaką obecnie przeżywa, to efekt rychłego odcięcia od żyły złota, tym bardziej, że jego los zapewne podzieli nielubiana przez widzów żona, przyjęta z nim w pakiecie i w takim już wkrótce wyrzucona. Nadpobudliwość i agresja wyłaniająca się w ostatnich tygodniach głównie z jego twitterowych popisów czyni z niego nie tyle bulteriera, ile raczej błazna. A wypłakiwanie się w niemieckiej telewizji na polskie społeczeństwo, które wybrało niewłaściwe władze, jeszcze długo będzie wypominane temu dziennikarzynie.
Gdzie byłeś, Lisie, i czemu milczałeś, gdy ABW siłą wkraczało do redakcji tygodnika „Wprost”, by przejąć i uniemożliwić publikację kompromitujących dla rządu Tuska taśm prawdy? Dlaczego nie protestowałeś, Kuźniarze, gdy uzbrojeni funkcjonariusze o szóstej rano wchodzili do mieszkania właściciela satyrycznej strony antykomor? A wy mądrale z „Wyborczej”, czemu nie rwaliście szat, gdy za rządów PO-PSL inwigilowano dziennikarzy i działaczy opozycji? Nie za demokracją płaczecie, ale za korytem utraconym. A cała reszta to zgrabnie utkana manipulacja, w której od lat jesteście mistrzami.
http://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1043064089079195&id=530073700378239&substory_index=0