Do Japonii nasz obecny prezydent ma wyjątkowego pecha.
To właśnie z księgi kondolencyjnej wystawionej przez ambasadę Kraju Kwitnącej Wiśni na okoliczność śmiercionośnego tsunami pochodzi jego niesławny wpis, z powodu którego głowa naszego państwa jest dziś powszechnie znana jako Bronisław „Bul” Komorowski.
Jednak jego wczorajsze akrobacje w tamtejszym parlamencie bezdyskusyjnie przebiły wspomniane popisy ortograficzne. Cztery lata temu uśmiech politowania nasz „gajowy” wzbudził jedynie wśród gramotnych rodaków. Dziś zwyczajnie musimy się już za niego wstydzić, bo o ile nie każdy Japończyk musi znać niuanse języka polskiego, to z pewnością każdy z nich w osłupieniu obserwował jak goszczony prezydent europejskiego - wydawać by się mogło - cywilizowanego kraju, gramoli się w buciorach na fotel marszałka, by wejść w kadr zdjęcia robionego mu przez generała Kozieja.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego awansował przy okazji na funkcję szoguna, bo tak w obecności zdumionych Japończyków nawoływał go nasz prezydent o manierach WSI-oka. Jego późniejsze - już podczas konferencji prasowej - żarty na ten temat, świadczą o tym, że nadal nie rozumie niestosowności swojego zachowania.
Każdy, kto choć raz był w Japonii lub zetknął się z tamtejszą kulturą, doskonale wie, że mieszkańcy tego kraju są wyjątkowo wyczuleni nie tylko na punkcie zachowania i mowy, ale zwracają baczną uwagę również na najmniejsze gesty, swoich gości zaś podejmują z największym pietyzmem, każdą czynność zamieniając w swoisty ceremoniał. Bufonada naszego prezydenta została z pewnością zauważona, a jego nietakt przemilczany tylko dlatego, by nie wprowadzać jeszcze większego zakłopotania. Smrodek jednak pozostał, a w niezależnych mediach zachowanie przedstawiciela naszych „elit” nie bez przyczyny zostało już określone mianem obciachu roku.
Na temat gaf Komorowskiego można by napisać osobne opracowanie. Ze względu na rację stanu są one jednak przed opinią publiczną tuszowane, choć próbkę swych sporych możliwości pełniący obowiązki prezydenta pokazał pięć lat temu, gdy nie był jeszcze zaprzysiężony. To wtedy wszystkie jego wystąpienia, spotkania czy też wizyty podnosiły ciśnienie nie tylko jego współpracownikom, ale również zwykłym Polakom, będącym niemal pewnym, że wykorzysta on każdą okazję do skompromitowania nie tylko siebie, ale i całego kraju.
Dziś nad głową naszego prezydenta rozpostarty jest już parasol ochronny, dzięki któremu niezwykle rzadko informowani jesteśmy o kolejnych jego wpadkach. Tak też było wczoraj, choćby w głównym wydaniu „Faktów TVN”. Dla oszczędzenia telewidzom widoku skaczącej po meblach małpy udającej prezydenta, z zaprezentowanego materiału wycięto najbardziej smakowity fragment. Te i inne manipulacje powodują, że Bronisław Komorowski cieszy się zaufaniem znakomitej większości Polaków, w czym na wszelki wypadek regularnie upewnia nas opłacany przez rząd CBOS.
Komorowski najwyraźniej próbuje nawiązać do zagranicznych występów sprzed lat innego prezydenta. O ile jednak skandaliczne zachowanie Kwaśniewskiego nad grobami polskich oficerów w Charkowie czy też przywlekanie do kraju bliżej nieokreślonego wirusa z dalekich Filipin można było wytłumaczyć nieudolnie skrywanym alkoholizmem, o tyle na ostatnie wygłupy równie łatwego wytłumaczenia znaleźć już nie sposób. Trudno bowiem przypuszczać, że nasza delegacja została przez cesarza przyjęta aż tak gościnnie, że dała się urżnąć miejscową sake.
Gdy z butów wystaje słoma, najbezpieczniej nie oddalać się z domu. Gorzej, gdy wystaje prezydentowi, bo zagranicznych wojaży unikać mu nie wypada. Tylko czy warto, by kolejna kadencja znów wiązała się z eksportem obciachu?
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=897526760299596&id=530073700378239&substory_index=0