Powinien zamówić Mszę św., dziękczynną, że go Pan Bóg ustrzegł przed gorszymi wydarzeniami. Jakby to, co się stało (wypadnięcie z kajaka), stało się kilkadziesiąt mil dalej, na pełnych wodach, mogłoby się zdarzyć, że jedynym śladem po podróżniku byłby dryfujący, niezatapialny kajak. Zdarzenie chwały panu Dobie nie odbiera, dokonał już bardzo wiele, ale pora przestać prosić się o nieszczęście. I może wreszcie pan Aleksander to zrozumie. A wraz z nim wszyscy "pianobójcy", grzejący się w promieniach jego sławy.