Jesteś tak głupi, że cenisz wartość materialną nad życiem, czy może masz jakieś problemy psychiczne?
Głupim jesteś tylko ty, nie rozumiejąc wypowiedzi, ja widzę problem i mega proste rozwiązanie, ty nie. Wartość psychiczna, życie bogu winnego kierowcy, które może skończyć się gorzej, niż rozwalony na przejściu, bo w więzieniu. Samochód jest tutaj najmniejszym problemem, tylko straszakiem w moim pomyśle, by pieszy jednak się nie dał zabić.
A wystarczy prosty przepis, by to za kolizję na pasach odpowiadał pieszy(lub w razie śmierci jego rodzina) i wypadki na pasach zmniejszą się o 95%. Żadne inne pierdolenie nie pomoże, bo samochód ma taką charakterystykę, że w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie każdy, po prostu każdy kierowca mógłby przejechać pieszego, takie są prawa fizyki i prawa prawdopodobieństwa.
To pieszy decyduje, czy zostanie rozjechany jak ostatni pies na jezdni, nie kierowca, kierowca może z piskiem opon zapobiec conajwyżej tragedii, wtedy pieszy powinien po wsze czasy przynosić mu kwiaty za uratowanie swojego plugawego życia. I dla mnie każdy, kto został potrącony na jezdni jest skończonym debilem nie wartym trudu przeżycia jeżeli nie szanuje swojego lub czyjegoś życia. Wypadek na pasach to tylko i wyłącznie selekcja naturalna.
Ja jakoś mogę przejść przez pasy na całym świecie, miliony raz i zapewniam cię, że coś tak absurdalnego, jak przejechanie mnie przez samochód NIE wystąpi, bo nie jestem przygłupem i znam wartość życia.
Co do pośpiechu, mają wyjście poczekać, a jak są spóźnieni, to są pasażerami następnego autobusu lub następnym razem wyjdą te zasrane 5 minut wcześniej. Lepiej następnym autobusem, niż zdechnąć jak szczur na pasach. Zwykle wystarczy poczekać jak normalny człowiek, dając znak ciałem, że chce się przejść i w ciągu najbliższych 10-20 sekund można przejść. W okresie tygodnia, stracimy na ogólnym czekaniu na uprzejmość kierowcy może 2 minuty więcej, niż ryzykowanie śmiercią, wbiegając i wymuszając na kierowcy zatrzymanie samochodu. Mówi to przechodzeń, motocyklista i kierowca.
Zawsze zastanawia mnie krótkowzroczność, szczególnie kierowców, siedzących w ciepłych, bezpiecznych metalowych klatkach.
Taki kierowca po prostu nie widzi, proste przy lekkich opadach śniegu/deszczu wieczorem, pieszy widzi wszystko i może się zatrzymać od razu. Ot cała super skomplikowana zagadka.