Gdzieś mamy literówkę- Carmesin nie
mógł założyć stoczni 7 lat przed swoim urodzeniem
Do kompletu. Artykuł o jasienickiej stoczni Gollina ze starego numeru "Kiek in de Mark", w moim tłumaczeniu.
"Ilekroć byłem w Jasienicy, byłem ciągnięty nad Gunicę. Tu, leżały stosy dębów oraz deski burt rybackich łodzi, żaglówek, łodzi motorowych i barek, z ich wysokimi masztami , kolorowym takielunkiem i wystającymi szerokimi sterami. Wracały tu wraz ze swoim jasienickim właścicielem lub czekały na naprawę w stoczni rzecznej Gollina.
Gunica zawsze oferowała jasieniczanom sielski obrazek. Srebrno-szare pasma wody, często zawinięte w długie pętle, ciągnące się od przystani oraz kąpieliska przy wzgórzu Tresterów i podwórku Metzlaffów, ostatecznie lekko zakręcały, aby znaleźć ujście w Roztoce Odrzańskiej.
Ten obrazek zakłócała stocznia Gollina, leżąca na wschodnim brzegu, naprzeciw posiadłości Williego Pflugradta , Karla Olwiga , Hermanna Krossa, Ericha Marlowa i Fritza Marlowa, rozciągająca się w kierunku młyna Steffena.
To nie była duża stocznia. Raczej nastawiona na potrzeby właścicieli łodzi z Jasienicy oraz rybackich wiosek w sąsiedztwie Roztoki. Przypuszczalnie, stocznia, wcześniej znana jako stocznia Zobella, została założona w ostatnich dziesięcioleciach dziewiętnastego wieku.
Carl Gollin urodził się 12.05.1868 r. w Jasienicy. Jako 24 latek, w roku 1892, rozpoczął pracę w stoczni Zobella, po tym jak odebrał wykształcenie w sławnej na cały świat stoczni Vulcan w Szczecinie i zakończył służbę wojskową w Toruniu, w Prusach Zachodnich. Zaczynał jako majster i przez lata nabywał wiedzę o budowie i reperowaniu łodzi. W wieku 36 lat odkupił stocznię i rozpoczął pracę pod własnym nazwiskiem. Interes przynosił zyski wraz z postępującym rozwojem handlu i industrializacją okolic Szczecina. Jego stocznia miała dobrą reputację. Ze Śląska i Brandenburgii przybywali szyprowie, ale jego reputacja rozciągała się dużo dalej. Z Polski i Czechosłowacji przyjeżdżali ludzie naprawiać lodzie w Jasienicy.
Powstawały n owe konstrukcje. Dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy, realizowane były liczne zamówienia na duże łodzie towarowe i małe łodzie. Barki kosztowały 18 -20 tysięcy Reichsmarek.
To była przyjemność oglądać stolarzy i cieśli okrętowych przy pracy w stoczni! Pod gołym niebem, w otoczeniu małych hal montażowych, za pomocą skromnego wyposażenia, tworzyli prawdziwe cuda. Strugali i kuli kadłub – szkielet- w jeden element. Byli mistrzami w swoim rzemiośle. Krępi, mocni, czasem głośni –ale tacy musieli być- z oddaniem poświęceni pracy.
Któż nie znał tych Jasieniczan! August i Karl Bremer, Fritz Röpanack , Erich Jütz , Karl i Fritz Jungowie- bliźniacy od ojca Rudiego Lamprechta, z Gellenthin, Matz i Kiehn i przede wszystkim mistrz Carl Gollin. Razem kładli stępki, legary do belek ścian, zbijali ze smoły i pakuł pokłady, tak, że łodzie mogły pływać w swoje często długie trasy przewozowe.
Łodzie przebywały w stoczni miesiące. Z trudem można było śledzić jak wzrasta kadłub, jak tworzy się nadbudówka łodzi, tak jak zakładały to plany. I mówiono: nadszedł czas na uruchomienie. Tętniącą życiem stocznię zamykano- nadchodził ten czas. Usuwano obejmy, smarowano tory wykonane z mocnych desek,
Wydawano ostatnie polecenia. Następnie powoli spuszczano łódź na Gunicę, potem przyspieszano i ogromna fala z przodu zalewała wszystko, co było na jej drodze, aż do domu Fritza Marlowa. Później świętowali wszyscy, którzy włożyli swój wkład w budowę. Znów, w stoczni Gollina, wykonano świetną robotę , z której stara stocznia byłaby dumna.
Carl Gollin został zmuszony do opuszczenia domu po wojnie i zmarł w 1947 r. w Anklam w wieku 79 lat."