Słodka polewa, czyli o EuroparlamenciePlakaty i spoty partii politycznych przypominają nam, że niebawem wybory do Parlamentu Europejskiego. Gdy przyjrzeć się tej instytucji uważniej, można dojść do wniosku, że przy wysokich kosztach funkcjonowania jej faktyczne kompetencje są dość skromne.Budżet Parlamentu Europejskiego na 2014 rok wynosi blisko 1,756 mld euro. Organ ten liczy obecnie 766 posłów. Zatem rocznie na jednego posła przypada około 2,292 mln euro z budżetu Europarlamentu. Miarą bogactwa państwa, czy quasi państwa takiego jak Unia Europejska, jest produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca (PKB per capita). PKB per capita Unii Europejskiej wynosił w 2013 r. około 25 990,84 euro. A więc budżet przypadający w 2014 r. na jednego europosła stanowi mniej więcej 89-krotność PKB per capita Unii Europejskiej.
[1],
[2],
[3],
[4]Dla porównania: budżet Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przypadający na jednego posła w 2014 r. to mniej więcej 21-krotność PKB per capita Polski w 2013 r.
[5],
[6]Miesięczne uposażenie brutto europarlamentarzysty wynosi 7 665,31 euro - pomijam diety i inne bonusy. Zarabiający polską średnią krajową musiał pracować w 2013 roku na taką kwotę prawie 9 miesięcy, a zarabiający "wypasioną" średnią niemiecką - ponad 2 miesiące. Wobec tego jak na warunki polskie wynagrodzenie europosła jest doskonałe, a jak na realia niemieckie też całkiem dobre.
[7],
[8],
[9],
[10]Ktoś pewnie pomyśli: "Przecież europosłowie wykonują odpowiedzialną pracę, więc nie ma co się zżymać, że dużo zarabiają". Ten kto tak uważa prawdopodobnie utożsamia zakres uprawnień parlamentów krajowych, z kompetencjami Parlamentu Europejskiego.
Tymczasem Parlament Europejski - w przeciwieństwie do parlamentów krajowych - nie posiada inicjatywy prawodawczej. Dlatego europarlamentarzyści nie mogą składać w Parlamencie Europejskim własnych projektów aktów prawnych. Europarlament może jedynie odrzucać lub uchwalać akty prawne skierowane do niego przez Komisję Europejską. Europosłowie mogą oczywiście zwracać się z wnioskami do Komisji Europejskiej o skierowanie pod obrady jakiegoś aktu prawnego, ale wnioski te nie mają dla Komisji mocy wiążącej. Parlament Europejski może także uchwalać rezolucje, w których apeluje, wyraża zaniepokojenie, potępia itp., lecz nie pociągają one za sobą żadnych skutków prawnych.
Europarlament - w odróżnieniu od parlamentów krajowych - nie ma prawa składać wniosków o wotum nieufności wobec poszczególnych komisarzy europejskich, będących w Unii odpowiednikami ministrów. Może wyłącznie przegłosować odwołanie całej Komisji Europejskiej, pełniącej funkcję unijnego rządu. Jednak do tej pory nigdy do tego nie doszło.
[11],
[12] Czym jest w takim razie Parlament Europejski?
Według mnie jest w dużej mierze słodką polewą na nie zawsze zdrowych i smacznych pigułkach sporządzanych według receptur rzeczywistych przywódców Unii Europejskiej. Polewa ma czynić te pigułki łatwiejszymi do przełknięcia dla społeczeństw Unii.
Jest także Parlament Europejski wentylem bezpieczeństwa obniżającym społeczną presję nakierunkowaną na zmiany w systemie funkcjonowania Unii. Możemy czasem obejrzeć w mediach efektowne i zjadliwe wystąpienia europosłów krytykujących działania Unii Europejskiej. I wielu mieszkańców Unii poirytowanych jej poczynaniami tym się zadowala. Myślą sobie: "No, to jest właściwy człowiek na właściwym miejscu", "Wywalił kawę na ławę". A przecież te filipiki bardzo rzadko doprowadzają do zmian, jakich domagają się wygłaszający je mówcy.
Oprócz tego Parlament Europejski pełni funkcję doskonałej przystani dla wysadzonych z siodła lub starzejących się polityków krajowych. Ponadto Europarlament jest faktycznie jednym ze źródeł finansowania ugrupowań politycznych w państwach Unii, gdyż europosłowie zasilają daninami swoje krajowe partie.
Można pocieszać się faktem, że Polska na razie w gruncie rzeczy nie płaci za działania Europarlamentu, bo po dziesięciu latach członkostwa Rzeczypospolitej w Unii saldo bilansu przepływów finansowych pomiędzy Polską a Unią jest dla naszego kraju dodatnie. Jednak za jakiś czas ta sytuacja się zmieni. Poza tym wspomniany bilans nie uwzględnia strat, jakie poniosła Polska z tytułu niekorzystnych dla niej posunięć Unii Europejskiej.
[13]W tym miejscu wypada bym odpowiedział na pytanie: "Czego odnośnie Parlamentu Europejskiego chciałby autor?". Cóż, można brać pod uwagę dwie opcje: reformę albo likwidację. Nie potrafię jednoznacznie opowiedzieć się za jedną z nich. Ale chyba nie płakałbym po Europarlamencie. Członkami Unii Europejskiej są państwa, których władze posiadają mandat demokratyczny. Toteż wydaje mi się, że funkcje Parlamentu Europejskiego mogą równie dobrze (bądź równie źle) pełnić Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej, czyli instytucje Unii w których skład wchodzą głowy państw lub szefowie rządów oraz ministrowie z krajów członkowskich.
[14],
[15]Czy jednak decyzja o likwidacji Parlamentu Europejskiego jest w ogóle możliwa? Nie biorę tutaj pod uwagę zbrojnej rewolucji. W takim razie operacja ta musiała by być przeprowadzona z udziałem polityków działających w obecnym systemie władzy. O ile dla mnie, polsko-europejskiego szaraka Europarlament jest wspomnianą słodką polewą na aplikowanych mi przez Unię tabletkach, o tyle dla polityków Parlament Europejski jest rogiem obfitości, z którego chętnie czerpią korzyści. Czy wobec tego zechcą własnymi rękami ten róg obfitości odrzucić? Oj, marnie to widzę!