Proponuję przeczytać poniższa wypowiedź. Na dole link do oryginału na FB.
MOJE KOLEŻANKI WYPOWIADAJĄ SIĘ O BIAŁEJ. JA JESZCZE NIE MAM ODWAGI....
Agnieszka Sikorska-Furman
Pamiętam...
Pamiętam koniec sierpnia ubiegłego roku. Niepewność, niewiadoma podszyta strachem i obawą, co będzie jutro. Po 10 latach na stanowisku dyrektora Zespołu Szkół nastąpiła zmiana. Poczucie ogromnej niesprawiedliwości. A zaraz potem naciski, żeby bojkotować nową dyrektorkę, żeby nie przystąpić do pracy, żeby protestować, żeby iść na marsz pod Starostwo i zabrać na niego uczniów, bo powinniśmy być tam gdzie oni. Protesty części rodziców, nauczycieli, pracowników i zapewnienia, że nie będą z nowym dyrektorem współpracować.
Pamiętam koleżeńskie rozliczanie ze wszystkiego. Ten kto na marsz nie poszedł, ten był zdrajcą. Ten kto przystąpił do pracy, był kundlem. Ten kto nie bojkotował dyrektora, był jego człowiekiem. W dobrym tonie leżało opiniować wszystko i a swoją negacją dzielić się z uczniami. I ciągłe pytania młodzieży o to, którą dyrektorkę się popiera, bo inni nauczyciele już głośno się określili. A ja, pracując nie dla dyrektora, ale (jak całe 11 lat) dla uczniów i szkoły, widziałam, że sytuacja jest niecodzienna.
Pamiętam licytację, kim będą nowi wicedyrektorzy, bo dotychczasowi odmówili współpracy. I rozgoryczenie rady pedagogicznej, że zostaliśmy sami, że już dla niektórych nie jest ważne dobro szkoły, bo przyszedł nowy dyrektor. I radość kiedy 3 koleżanki z grona przyjęły propozycję stanowiska wicedyrektora. Podziękowania, podziw, klepanie po ramieniu i gratulacje, że podjęły wyzwanie. Zapewnienia, że grono ich będzie wspierać w tej trudnej funkcji, że mogą liczyć na wyrozumiałość, bo przecież wszyscy wiedzą, że potrzeba czasu, aby poznać tajniki stanowiska. Nie trwało to długo. W sieci okrzyknięto nowe wicedyrektorki volksdeutschami. Szybko przekonały się, że są zdane tylko na siebie, zaczęto wytykać im błędy i głośno komentować ich działania. Od września borykały się z niezwykle licznymi zwolnieniami lekarskimi nauczycieli, bo wszyscy byli wykończeni psychicznie i ogólnie podupadli na zdrowiu. Liczne kontrole, donosy, skargi. Często wywlekano na światło dzienne rzeczy, które w szkole funkcjonowały od lat, ale dopiero teraz zaczęły przeszkadzać i wszędzie informowano o nieudolności kadry zarządzającej. Postawiono wysoką poprzeczkę, jednocześnie nie oferując pomocy.
Pamiętam kolejne wizyty jednej z wicedyrektorek w szpitalu. Złośliwie posądzano ją o symulację, bo przecież tylko jedna strona ma prawo prawdziwie cierpieć i chorować. A to między innymi nagonka na szkołę, kontrole, ciągły stres, obwinianie o zło świata, codzienna szarpanina, praca od rana do wieczora i brak pomocy od wewnątrz i z zewnątrz przyczyniły się do pogorszenia stanu zdrowia. Otarła się o śmierć, długo leżała w szpitalu, przeszła poważną operację. Nie ma litości dla nikogo, nie ma litości dla tych, którzy pokusili się o rządzenie „Białą”. Ci co wcześniej rządzili też cierpieli, więc dlaczego obecni mają mieć lepiej?
Pamiętam łzy koleżanek, które wykonywały zadania powierzone przez nową dyrekcję. Płakały, bo „życzliwi” głośno szydzili z tych działań i szykanowali za podjętą współpracę z dyrekcją. Wyzywano, łagodnie ujmując, od „lizusów i ludzi tej nowej”. W modzie było głosić ideę, że nie robię nic, bo nie będę pomagać nowej dyrektorce. Nie wypada się uśmiechać, nie wypada żartować, nie wypada normalnie pracować. Niektórzy przestali odpowiadać sobie „dzień dobry”.
Pamiętam mój ból, kiedy odważyłyśmy się z koleżanką pozytywnie zareagować na propozycję pracy w Loecknitz. Poczułyśmy się jak ktoś, kto odbiera ostatni kęs chleba. Przecież nie byłyśmy godne takiego wyróżnienia. Pani z Rady Rodziców na sesji Rady Powiatu obrzucała nas błotem, zarzucając, że o zgrozo mamy dzieci, że może jeszcze będziemy rodzić kolejne. Pewnie dyplomy uczelniane też dostałyśmy za darmo, a stopnie awansu zawodowego zapewne kupiłyśmy na targu. Chyba tylko wybrani urodzili się z wieloletnim zawodowym doświadczeniem, mądrością mędrców i nigdy nie byli młodzi. Bez żalu postanowiłam nikomu nie udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Nie będę walczyć o euro. Wielu zdziwiła ta decyzja. Moim zadaniem jest uczyć i temu jestem wierna. Nie pójdę na poniedziałkową sesję, bo nie chcę uczestniczyć w politycznej rozgrywce o jesienne głosy polickich wyborców, bo wszyscy chcą je ugrać kosztem „Białej”. Nie przyłączę się do sfory, która napada na jedną ofiarę. Nie będę uczestniczyć w polickim venatio. Dobro szkoły i uczniów jest dla mnie najważniejsze, dlatego piszę o swoich uczuciach. Pracuję z zaangażowaniem i pasją 11 lat bez względu na układy polityczne i przełożonych. Powtarzam swoim uczniom, żeby zawszy byli wierni sobie i swoim uczuciom, żeby nie bali się swoich myśli i swojego głosu. Wiem, że jest dużo osób, które myślą podobnie, ale boją się głośno o tym powiedzieć, bo agresja użytkowników Internetu jest tak duża, że w ciągu minuty komentarze mogą zniszczyć.
Pamiętam o tym wszystkim, ale „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy”. Dziękuję swojemu mężowi, który zmotywował mnie do tego, abym i dziś była wierna sobie, piszę to, bo skrzydła, które kiedyś otrzymałam, nigdy nie okazały się ikarowe.
Agnieszka Sikorska-Furman
nauczycielka Zespołu Szkół w Policach
https://www.facebook.com/joannakatarzyna....../posts/809284889091624?notif_t=close_friend_activity