udam, że nie słyszałem nazwy gość niedzielny... a co to jest? muszę w kiosku koło ronda spytać, to przeczytam sobie...
ja napisałem, że polscy hierarchowie żyją w odrealnionym świecie.
Pan nadpisał, że nie można uogólniać, bo wielu takie stwierdzenie krzywdzi.
Ja się pytam - to dlaczego niektórych te twierdzenie, nie tylko moje nie zmusza do postępowania godnego hierarchy?
Na mszy z młodzieżą Franciszek powiedział: " Kościoła musi wyjść poza duszne zakrystie i kontakt z wiernymi musi być praktyka codzienną". Tyczy się to obu Ameryk i kryzysu wiary w Europie.
Mam pytanie: Jaką spójność z ideą Franciszka można zobaczyć w występku pana hosera? Przecież on nawet nie zajechał do tej wsi, nawet najmniejszego słowa z parafianami nie zamienił, o nic ich nie popytał, nie chciał porozmawiać z nimi, nawet nie czuł takiej potrzeby... Nie zaszedł do żadnego domu, nie spytał się jakie ludzie maja problemy, jak im się żyje, w czym można im pomóc. Tu był odgórny dekret bez żadnego szczypania się - chodzi mi tylko o relację hierarcha - parafianie - tylko o to. Nie było żadnej diagnozy socjologicznej grona parafialnego.
W TVN 24 utkwił mi jeden kadr, jak Franciszek wysiadł z auta i podszedł do biednych ludzi mieszkających w zbitej z desek altanie w slamsowej części miasta... Podszedł, uścisnął dłoń, uśmiechnął się, zamienił parę krótkich słów - ale zamienił i zidentyfikował się z tym światem, pokazał, że ich widzi, że są dla niego ważni i nie brzydził im się podać ręki.
W TVN 24 utkwił mi tez jeden kadr... W kurii warszawskiej reporterka, grzecznie, kulturalnie chciała chwilkę porozmawiać z panem hoserem... Przyszła do niego... Co on zrobił? Idą c do przodu, odwrócił głowę, powiedział, że nie ma nic do powiedzenia... ja się tak poczułem, jakby ktoś grzecznie do mnie powiedział - spadaj... czego tu szukasz?
Gdzie widać tę spójność w kontakcie z wiernymi pomiędzy papieżem a panem hoserem?
Jak pozbyć się tej pychy, wyniosłości, rozpasania, poczucia wyjątkowości i nieomylności tego betonu?
O duchownych z prawdziwego zdarzenia tu nie piszę - dla nich szacuneczek...