Tuskowie zgarnęli sto tysiakówSto tysięcy złotych zarobiła w 2013 roku żona premiera - Małgorzata Tusk - na opublikowaniu sygnowanej jej nazwiskiem biograficznej książki "Między nami".Tak wynika z oświadczenia majątkowego Donalda Tuska, które jest dostępne na stronach internetowych Sejmu i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jeżeli Małgorzata Tusk zarobiła 100 tys. zł, to zarobił je także premier Donald Tusk, gdyż w małżeństwie Tusków panuje wspólność majątkowa, o czym można się dowiedzieć ze wspomnianego oświadczenia. Wspólność majątkowa Tusków powoduje, że decyzje finansowe Pani Małgorzaty obciążają - w przenośni i dosłownie - także konto Donalda Tuska.
[1],
[2]Moim zdaniem działalność literacka Małgorzaty Tusk może być powodem do podejrzeń korupcyjnych, które kładą się cieniem również na osobie premiera. Wiadomo, że honoraria za wygłoszenie wykładu czy napisanie artykułu lub książki bywają - delikatnie mówiąc - zakamuflowaną formą niewłaściwego okazywania wdzięczności. Książka premierowej ukazała się nakładem Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak Sp. z o.o. Funkcję prezesa zarządu "Znaku" pełni Henryk Woźniakowski. Woźniakowski jest bratem posłanki do Parlamentu Europejskiego Róży Marii hrabiny von Thun und Hohenstein. Pani hrabina, przedstawiająca się w Polsce jako Róża Thun, została w 2009 i w 2014 roku wybrana do Europarlamentu z listy Platformy Obywatelskiej. A kto rządzi w Platformie, to w naszym kraju wiedzą chyba nawet dzieci z pierwszej klasy podstawówki.
[3],
[4],
[5],
[6]Sto procent udziałów w spółce "Znak" ma Fundacja na rzecz Chrześcijańskiej Kultury Społecznej im. Hanny Malewskiej, której prezesuje Tadeusz Syryjczyk - minister w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jerzego Buzka, działacz Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a więc osoba z kręgów zbliżonych do środowiska politycznego Platformy Obywatelskiej.
[7],
[8]Problemem jest nie tylko to za co Tuskowie dostali pieniądze, ale również to z czyjej kieszeni je wyjęto. Wydawca zazwyczaj wykłada pieniądze na opublikowanie książki, jednak później dąży do tego by je odebrać od nabywców - oczywiście z narzutem uwzględniającym jego zysk i honoraria autora. I tu ważna informacja: koszty wydania "dzieła" Małgorzaty Tusk są pokrywane z pieniędzy podatników. Wystarczy przejrzeć dostępne w sieci strony lub katalogi bibliotek publicznych aby przekonać się, że wiele z nich nabyło pozycję autorstwa premierowej. Czyli i ja i Ty Drogi Czytelniku oddający pieniądze fiskusowi, czy tego chcemy czy nie chcemy, jesteśmy mecenasami radosnej twórczości Pani Małgorzaty.
[9],
[10],
[11]Skupiłem się na bibliotekach. A ile instytucji państwowych i samorządowych zakupiło tę książkę z przeznaczeniem na przykład na upominki okolicznościowe dla pracowników?
Zastanówmy się: co zatem mogli zrobić Tuskowie, by świat poznał Małgorzatę Tusk jako autorkę grubych książek i żeby przy tym nie narazili się na podejrzenia o niecne postępki.
Po pierwsze, mogli zawrzeć umowę o rozdzielności majątkowej, choć byłby to zabieg prawny, który faktycznie niewiele by zmieniał. Po drugie, premierowa mogła podpisać umowę z innym, niepowiązanym ze środowiskiem Platformy wydawnictwem. Po trzecie, Tuskowa mogła opublikować książkę po odejściu męża ze stanowiska - miałaby wtedy szansę napisać dzieło pełniejsze, z ciekawszym i głębszym epilogiem.
Dzięki wynagrodzeniu za książkę oficjalny dochód Donalda i Małgorzaty Tusków wzrósł w 2013 roku do kwoty 343 945,16 zł, czyli był aż o 41 procent wyższy niż w roku 2012.
[12] Warto wspomnieć, że Michelle Obama wydała w 2009 roku podobną książkę ocieplającą wizerunek amerykańskiej pary prezydenckiej, ale dochody z jej sprzedaży przeznaczyła na Fundację Parków Narodowych.
[13]Nie dysponuję materiałami upoważniającymi mnie do sformułowania wniosku, że wydanie książki Małgorzaty Tusk związane było ze złamaniem prawa. Uważam jednak, że premier dopuszczając do opublikowania utworu swojej małżonki w opisanych wyżej okolicznościach na pewno naruszył niepisane zasady dobrej praktyki pełnienia funkcji publicznych.
Oczywiście nie liczę na to, by osoba o mentalności Donalda Tuska podała się z tego powodu do dymisji. Z całej tej sprawy wynika chyba tylko tyle, że jako wyborcy otrzymaliśmy kolejną z licznych przesłanek, by nie głosować na Platformę Obywatelską.