Mnie najbardziej irytują sąsiedzi palący na klatce, idzie taki z fajką i smrodzi, jak by nie mógł minuty wytrzymać i odpalić tego śmierdziucha jak już będzie na powietrzu
Dokładnie tak jest jak piszesz. Są także tacy, co wychodzą z domu otwierają drzwi klatki schodowej i stojąc w nich palą na potęgę. Uważają zapewne, że nie trują innych (domowników, dzieci). Zapewne tak jest, ale smród niesie się po całej klatce schodowej, bo zazwyczaj dym wtłaczany jest do wewnątrz klatki. Porażka. Swego czasu miałem "spotkanie" z sąsiadem w drzwiach windy. Otóż gość wychodził z mieszkania na 8 piętrze wsiadał do windy i jarał do parteru! Można sobie wyobrazić, co było w windzie po otwarciu drzwi. Nie mogłem go namierzyć (emeryt), bo mijaliśmy się w czasie. Aż w końcu - przypadkowo - trafiłem na "dowcipnisia" i powiedziałem mu żeby zajarał sobie pod kołdrą to zrozumie może innych, niepalących, co wsiadają do windy po jago wyjściu. I co? Święte oburzenie. Że jest wolność, że komuna się skończyła itp. Jednym słowem, poprzez analogie - jak w komedii Marka Koterskiego "Dzień Świra", gdzie główny bohater, Adaś Miałczyński (rolę gra Marek Kondrat) opieprza sąsiadkę, gdy ta wyprowadza swojego psa na trawnik pod jego okna, a właściciele psów – wiadomo – traktują trawniki jak toaletę. Dziś – takie mam wrażenie - palacze balkonowi i klatkowi traktują nas jak ta sąsiadka z ww. filmu. Tak na marginesie to warto obejrzeć, przypomnieć sobie ten film, bo traktuje on właśnie, o m.in. takim współżyciu sąsiedzkim.