https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/stanislaw-czerminski,208.htmlStanisław Czermiński. Uczestnik Powstania Warszawskiego. Wywieziony z Pruszkowa, na roboty, do Poelitz jako robotnik przymusowy. Początkowo zakwaterowany w Tobruklager, następnie w Messenthin Lager (!).
"A jak nas przenieśli, do drugiego obozu jakieś dziesięć kilometrów od pierwszego teraz to się nazywa Szczecin chyba Mścięcino, a wtedy nazywało się Stettin Messenthin, to tam były tylko dwa baraki, teren ogrodzony, jeden kran z zimną wodą na placu i nic więcej. No elektryczność była, jakieś tam oświetlenie. I nas codziennie pędzili do różnych ciężkich robót. Najpierw był wyrąb lasu, potem przeładowywanie worków z cementem z barek na nabrzeże w okolicach Szczecina.
(...) My jako robotnicy cywilni, to mieliśmy właściwie trochę luzu. Nie byliśmy tak strzeżeni, że nie mogliśmy się ruszyć. Mogliśmy wyjść na miasto, na ulicę, tylko musieliśmy litery „P” zakładać. Ja tej litery „P” nie zakładałem, bo znałem niemiecki. Myślałem sobie: „Po co mam od razu tym Niemcom pokazywać, że jestem Polakiem”. Można było gazetę kupić.
Pamiętam, że w jakimś momencie w tej najbliższej okolicy – to też ważna jest rzecz – wybudowali parę baraków, które dokładnie ogrodzili dwoma ogrodzeniami z drutów kolczastych i przywieźli tam część ludzi z ewakuowanego obozu w Stuthoffie. Widocznie przywieźli ich morzem. I tam ci ludzie byli. Na jednym placu budowy czy też [przy] innych robotach, myśmy pracowali razem z nimi. I ja się z nimi jakoś skontaktowałem. Oni mówią, że też są z Warszawy, że wywieźli ich do obozu koncentracyjnego. Z tym, że ich już bez przerwy pilnowali esesmani, nawet tam na terenie, gdzie trwały roboty. A po każdym dniu roboczym, to pamiętam, na jakiś deskach kilku albo kilkunastu takich już umierających, towarzysze nieśli z powrotem do obozu.
(...) A przy tym ten brud, te warunki higieniczne, w Messenthin Lager: tylko ten jeden kran na placu. To przecież było koszmarne.
. Pamiętam jeszcze, że z Wiesiem Wardzyńskim 1 kwietnia, to była Wielkanoc kiedy już niewiele tygodni owało do końca wojny, gdy jednak jeszcze z rzadka ostrzeliwała artyleria radziecka, postanowiliśmy sobie zrobić kąpiel. Znaleźliśmy jakaś blaszankę, taką beczkę wielką blaszaną, nagromadziliśmy kawałki drewna, napełniliśmy beczkę wodę, podgrzaliśmy ją sobie na ognisku i zrobiliśmy sobie kąpiel – pierwszy raz od wielu miesięcy, na świeżym powietrzu. Już mieliśmy dosyć tego brudu. Później z budowy umocnień pędzili nas na zachód, gdy zaczęła się ostatnia ofensywa sowiecka. To było koszmarne. Najpierw nas pędzili w kierunku miasta Pasewalk, tośmy szli piechotą czterdzieści kilometrów na zachód."
Wszystkie fakty- co do bombardowań, bomb z opóźnionym zapłonem, warunków pracy etc.- są zgodne z obecną wiedzą. Tu nie ma słabych punktów. Świadek znał niemiecki, czytał niemieckie gazety (zapewne Pommersche Zeitung). Zna i rozumie różnice pomiędzy robotnikiem przymusowym a więźniem obozu koncentracyjnego.
Tylko ta nazwa i opis obozu...
Jest jeszcze jedna wzmianka o tym obozie. W zeznaniach K. Kolasińskiego. Wspominam o tym w swoim artykule w drugim Roczniku.
"K. Kolasiński zeznaje, że obóz (Bremerhaven) zlikwidowano 01.04.1943 r., a jego samego, wraz z grupą 120 osób, przeniesiono do „Messenthinlager”, obozu opuszczonego przez jeńców francuskich. W pierwszej kolejności robotników zatrudniono do wykopania prymitywnych schronów - rowów przeciwlotniczych. W nowym obozie mieszkano w szopach. W związku z zagrożeniem tyfusem (obóz nie posiadał sanitariatów) w październiku 1943 r. wszystkich przeniesiono do Pommernlager, początkowo kwaterując robotników w kantynie. W tym samym obozie (?) (choć nie został nazwany), spędzili jeden dzień T. Władyka i J.B. Koziń- ski, po opuszczeniu statku. Koziński lokalizuje go „w lewo od dworca, ale przed torami kolejowymi, do kilometra od dworca”. Obóz składał się z drewnianych baraków, stajni końskich. Robotnicy mieli ostatecznie być przeniesieni do Bau 1."
Pomysły?